Radosław Nawrot: Czy w Waszym wykonaniu był to lepszy mecz niż ten z Wisłą Płock?
Zbigniew Zakrzewski: Myślę, że lepszy. Choćby dlatego, że mieliśmy już więcej klarownych sytuacji. Szkoda tylko, że nie zakończyły się bramkami. Było jednak sporo dośrodkowań, piłka "chodziła" szybciej niż z Wisłą. Czuliśmy się też lepiej... jakby to powiedzieć... w płucach. Murawa była śliska, piłka dostawała też poślizgu, więc to dodatkowa zmienna. Ten deszcz w sumie ułatwiał stwarzanie zagrożenia pod bramką rywala. W sumie zatem było lepiej niż w Poznaniu.
Staraliście się sporo grać z pierwszej piłki. W pierwszej połowie to wychodziło, w drugiej - kończyło się stratami. Czy taki styl gry dobraliście ze względu na pogodę, czy też tak właśnie będzie grał Lech w tym sezonie?
- To nie był przypadek. My staraliśmy się tak grać - dużo z pierwszego podania, szybko zagrywać do partnera. Warunki jednak utrudniały sprawę, bo piłka dostawała poślizgu. Stąd te niedokładności. Na tę pogodę ten styl krótkich podań w sumie jest bardzo ciężki do grania. My to czuliśmy, więc w drugiej połowie staraliśmy się piłkę holować dłużej. Może zbyt długo.
Nie uważasz, jako skrzydłowy, że akcji oskrzydlających w meczu z Zagłębiem było zdecydowanie za mało? Szkoda, bo przecież boczni obrońcy Zagłębia byli ospali i rzadko włączali się do gry na Waszej połowie.
- Tak to już jest, że im rzadziej włączają się do gry z przodu boczni obrońcy rywala, tym nam, na boku jest trudniej zdobyć przewagę w tej części boiska. Gdyby oni trochę podchodzili pod naszą bramkę, zamiast się bronić, mielibyśmy nieco więcej miejsca, żeby lepiej rozgrywać piłkę. Dlatego akcji bokiem było mało, ale jestem pewien, że z meczu na mecz będzie to wyglądać lepiej. Cały czas się zgrywamy.
Jak czujecie się fizycznie? Czy Lech jest już w pełni gotowy do gry, czy jeszcze Was trochę "zatyka" pod koniec spotkania?
- Nie, możemy już grać 90 minut, nawet więcej. Po każdym meczu musimy jednak pracować nad tym, aby szybko złapać świeżość przed kolejnym spotkaniem. Od tego zależy bowiem dynamika. Tu jest tak samo jak ze zgraniem i zrozumieniem - z meczu na mecz będzie coraz lepiej.
W Lubinie Lech był dużo lepszy w pierwszej połowie. Tym bardziej dziwi, że druga połowa należała już do Zagłębia. Mogliście przecież nawet to spotkanie przegrać.
- Zgoda, Zagłębie miało - jak to się czasem mówi - więcej z gry. Częściej byli przy piłce, rozgrywali ją itd. Ich sytuacje nie były jednak aż tak bardzo groźne, prawda? Nasze wypady po ich bramkę wyglądały znacznie groźniej. Dlatego uważam, że zasłużyliśmy na wygraną i szkoda mi wyniku. Mówiliśmy, że jedziemy do Lubina minimum po remis, ale wiadomo, że gdy tak się mówi, to tylko dlatego, żeby nie zapeszyć. Chcieliśmy wygrać, taka jest prawda. I powinniśmy wygrać.
Czy Korona Kielce będzie najgroźniejszym z dotychczasowych rywali Lecha?
- Teoretycznie tak, ale mecze różnie się układają. Znamy wielu chłopaków w Koronie, wiemy jak ona gra. Mogę powiedzieć, że tak jak do Lubina, jedziemy tam minimum po remis (uśmiech).
Lepiej gra się na takich małych, nowoczesnych stadionikach jak w Kielcach czy na dożynkowym lotniskowcu w typie stadionu w Lubinie?
- W Kielcach lepiej słychać doping. Atmosfera może tam być znakomita. Liczymy na to, że skoro kibice tak ładnie zaczęli za nami jeździć w tym sezonie, to dalej będą to robić. Trochę to zależy od nas, bo jeśli będziemy spisywać się przyzwoicie, to oni na pewno nas nie opuszczą. A miło zobaczyć i usłyszeć na obcym stadionie swoich. W Kielcach liczę na 500-600 kibiców Lecha.
Rozmawiał Radosław Nawrot
Zapisz się do newslettera