Nad wyjściem na pozycje, wykończeniem akcji i utrzymaniem piłki w swoim posiadaniu pracowali podczas drugiego poniedziałkowego treningu zawodnicy Kolejorza. Niemal całe zajęcia odbyły się w ulewnym deszczu.
Początek zajęć w ogóle na to nie wskazywał. Nad Opalenicą zrobiło się słonecznie i znacznie cieplej, niż to miało miejsce w ostatnich dniach. Tylko ci, którzy sprawdzili wcześniej pogodę wiedzieli, że można się spodziewać opadów deszczu. Z oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Poznania docierały też informacje o burzy i ulewnym deszczu. To jednak nie musiało oznaczać, że tak samo będzie podczas treningu. Już w poprzednich dniach zdarzało się, że padający deszcz w Poznaniu wcale nie oznaczał takich samych warunków w Opalenicy.
Tym razem jednak opady dotarły także do Opalenicy, a lechici po raz pierwszy w trakcie zgrupowania trenowali w ulewnym deszczu. Podczas jednego z wcześniejszych dni, gdy zawodnicy wybiegli na trening, zerwał się na kilkanaście minut porwisty wiatr. Wtedy jednak nie padało. Tym razem zawodnicy musieli się szybko przystosować do trudnych warunków atmosferycznych. Te jednak nie przeszkodziły im, a także sztabowi szkoleniowemu w zrealizowaniu planów treningowych.
Po porannych zajęciach, w których bardzo dużo było pracy fizycznej, na drugi poniedziałkowy trening opierał się już tylko na pracy z futbolówką. W jego pierwszej części drużyna pracowała nad automatyzmami w grze ofensywnej i wykończeniem akcji. - Chcieliśmy poprawić naszą grę w ataku. Musimy pracować nad rozegraniem piłki, zwrócić uwagę na mocne podanie i szybkie operowanie piłką. To jest ta rzecz, która w ostatnim meczu szwankowała - przyznaje drugi trener Lecha, Maciej Stachowiak.
Druga, znacznie dłuższa cześć zajęć, była skoncentrowania na utrzymaniu się przy piłce. Piłkarze zostali podzieleni na dwa zespoły, ale w grze uczestniczyli też gracze neutralni, których współpracowali z drużyną będącą w posiadaniu piłki. W zależności od rodzaju gry taktycznej, zmieniała się liczba zawodników neutralnych, a także rozmiar placu, na którym rywalizowali. - W pierwszej grze więcej było zawodników neutralnych i mniej kontaktów z piłką. Cała gra odbywała się też na mniejszej przestrzeni. W drugiej grze na placu było już tylko trzech neutralnych piłkarzy. Dzięki temu też zmusiliśmy zawodników do przyśpieszenia gry i częstego wymieniania piłki - podkreśla Stachowiak.
Zapisz się do newslettera