Zatrudnienie trenera Nenada Bjelicy, transfer Karola Linettego do Sampdorii Genua, a także postawienie Lokomotywy przed INEA Stadionie. Te trzy wydarzenia wskazali poznańscy dziennikarze jako najważniejsze momenty roku 2016.
Wybrać wydarzenie 2016 roku przy Bułgarskiej? Zadanie karkołomne, wręcz niewykonalne. Mógłby to być finał Pucharu Polski, ale Lech go przegrał, na dodatek skończył się draką. Mistrzostwa Polski Kolejorz też nie zdobył. Jakiś mecz w Europie? Tam poznaniaków również nie było. Efektowna wygrana w lidze? 5:0 w Chorzowie i 3:0 w Lubinie na pewno zostaną w pamięci, ale były to tylko pojedyncze mecze, a ich efekt poznamy po sezonie.
Mógłbym postawić na przejęcie zespołu przez Nenada Bjelicę, ale to dopiero początek jego pracy. Obiecujący, jednak przed Chorwatem pierwszy zimowy okres przygotowawczy, pierwsze okno transferowe i wiosenna walka o trofea; z oceną więc poczekajmy.
W efekcie wydarzeniem roku przy Bułgarskiej moim zdaniem było postawienie przed INEA Stadionem parowozu. Namacalny symbol klubu jest potrzebny, więc skoro już go mamy, czas na sportowy krok do przodu. Pod parą.
Dla mnie są dwa ważne wydarzenia mijającego roku dotyczące Lecha. Po pierwsze, to transfer Karola Linettego do Sampdorii. Dlaczego? Kolejorz był zawsze skuteczny na rynku transferowym, potrafił za duże pieniądze oddawać zawodników do mocniejszych klubów, pozwalając im wskoczyć na wyższy poziom. Co roku ktoś odchodził za co najmniej 3 miliony euro. W 2009 Rafał Murawski, potem Robert Lewandowski, w 2011 nikt, ale rok później Artjoms Rudnevs, potem Aleksandyr Tonew i Łukasz Teodorczyk.
W 2015 zabrakło takiego hitu i zostało to przełamane latem. A co szczególnie istotne, wreszcie udało się oddać za świetną kasę wychowanka. Jakoś do tej pory zawodnicy z Akademii nie pozwalali poważniej zarobić klubowi, który słynie ze szkolenia młodzieży. Karol to przełamał i - co najważniejsze - recenzje, jakie zbiera za grę w Serie A przekonują, że w wychowywanie piłkarskich perełek idzie Kolejorzowi świetnie. Oby tak dalej!
A po drugie, bardzo ważnym momentem - jeśli nie najważniejszym - było zatrudnienie Nenada Bjelicy. Po 3,5 roku od rozstania z Jose Bakero pojawił się przy Bułgarskiej kolejny zagraniczny trener. Nie mam zamiaru już w tej chwili podsumowywać pracy Chorwata w Poznaniu jako doskonałej, bo tak naprawdę jest dopiero na początku drogi. Istotne dla mnie jest jednak to, że patrząc na grę Lecha w rundzie jesiennej można być optymistą. Bo nawet, jeśli zdarzały się wpadki, to gołym okiem widoczna była powtarzalność w stylu gry - zespół potrafił kreować sytuacje, szybko przechodził do ataku po odbiorze piłki, a przy tym umiał również zabezpieczyć defensywę i tracić mało bramek. To wszystko daje nadzieję na sukcesy wiosną 2017 roku. Na dodatek, działania Bjelicy nie były doraźne, które za chwilę już nie będą skuteczne.
Przyjście Nenada Bjelicy - to uważam z najważniejsze wydarzenie w 2016 roku. Jest to bowiem człowiek, z którym wiąże nadzieje trudne do zdefiniowania, ale łatwo wyczuwalne przez wszystkich kibiców Lecha Poznań. Nadzieje związane ze zmianą mentalności Lecha, stworzeniem tu walecznej i nierozczarowującej drużyny, która - tak jak zapowiadał trener Bjelica - będzie dostawała brawa za każdy mecz.
Kiedyś Kolejorz chciał być niezależny od wahań koniunktury, tak typowych dla Poznania. Frekwencja na Lechu niemal zawsze zależała od jego wyników. Niemal, bo nie zawsze tak bywało - w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych utrzymywała się na stabilnym, wysokim poziomie. Dzisiaj szansą na to jest stworzenie zespołu magnetycznego. Grającego tak, by chciało się to obejrzeć na żywo, a nie w kapciach i ze sprawdzeniem wyniku w gazecie.
Nenad Bjelica ma szansę taki zespół zbudować, a przynajmniej jest taka nadzieja. Wyniki jakie osiąga nie są wyraźnie lepsze od poprzedników, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że Nenad Bjelica potrafi sobą kupić kibiców.
Zapisz się do newslettera