Na zakończenie fazy zasadniczej tego sezonu PKO Ekstraklasy Lech Poznań wskoczył do czołowej czwórki. To zapewniło mu lepszą pozycję wyjściową przed walką o najwyższe lokaty w lidze oraz zapewnienie sobie miejsca w europejskich pucharach. Kilka miesięcy temu jednak nie było to takie oczywiste.
25 października 2019 roku, do stolicy Wielkopolski przyjeżdża Zagłębie Lubin. Trwa 13. kolejka tych rozgrywek, przyjezdni zdobywają jedną bramkę w pierwszej połowie, dokładają kolejne trafienie w drugich 45 minutach, a gol Christiana Gytkjaera z doliczonego czasu niewiele zmienia. Niebiesko-biali ponoszą piątą porażkę w tej kampanii ligowej i spadają na dziesiątą pozycję w stawce. Powodów do optymizmu za dużo nie ma, ale w kolejnych tygodniach Lech zaczyna się rozkręcać, przegrywając znacznie rzadziej i powoli wspinając się w tabeli. Dość napisać, że do wyżej wspomnianego starcia czynił to ze średnią 1,38 punktu na mecz, a od początku listopada ten wynik wynosił już 1,82 punktu na spotkanie w lidze.
Trener Dariusz Żuraw wielokrotnie podkreślał w czasie zakończonej już pierwszej części sezonu, że jego młody skład będą cechowały wahania formy. Zdawał sobie z tego sprawę w chwili, gdy lechici wskoczyli w sierpniu na fotel lidera po zwycięstwie odniesionym nad ŁKS-em w Łodzi, powtarzał podczas przerwy zimowej (piąta lokata), ale także po obiecującym początku wiosny. Był tego również świadomy w chwilach, gdy jego podopiecznych dzielił mniejszy lub większy dystans od "top 4". Co ciekawe, przez sporą większość sezonu - 22 z 30 meczów - znajdowali się oni poza czołową czwórką. Do niej wskoczyli ostatnio po 29. kolejce, a dzięki trzem punktom zdobytym w Kielcach utrzymali się w niej w pewnym stylu i mogą śmiało zerkać w górę tabeli. W najważniejszym fragmencie sezonu, bo w najbliższych tygodniach czeka ich rywalizacja o końcowe rozstrzygnięcia.
Kolejorz w miniony weekend obronił pozycję w czubie stawki po raz pierwszy od… 6. kolejki i wygranej z Rakowem Częstochowa w Bełchatowie (3:2). Tym razem zadomowi się w nim na dłużej o co najmniej jeszcze jedną serię spotkań, ponieważ ma trzy "oczka" zapasu nad piątą Cracovią. Przy równej liczbie punktów z kolei lepsza pozycja przypada tej drużynie, która na koniec fazy zasadniczej znajdowała się wyżej w stawce. Niebiesko-biali nie skupiają się tylko na obronie swojej lokaty, wręcz przeciwnie, patrzą głównie na zespoły znajdujące się przed nimi.
Żeby jednak myśleć o prześcignięciu Śląska Wrocław czy Piasta Gliwice, trzeba w dalszym ciągu konsekwentnie gromadzić punkty. W tym pomoże im dogodny terminarz, o m.in. który walczyli w konfrontacji z Koroną. - Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w przypadku zwycięstwa na pewno zagramy cztery razy w czasie rundy finałowej sezonu u siebie. Jest szansa na to, że będziemy mogli liczyć na wsparcie kibiców, inny atut stanowi to, że nie męczymy się wyjazdami. Wiadomo, to kwestie bardziej techniczne, ale mogą one zapewnić nam pewną przewagę – tłumaczy skrzydłowy Jakub Kamiński, który wraz z kolegami podejmie przy Bułgarskiej kolejno Pogoń Szczecin, Legię Warszawa, Lechię Gdańsk oraz Jagiellonię Białystok. W delegacje natomiast udadzą się oni odpowiednio do Gliwic, Wrocławia i Krakowa na pojedynki z Piastem, Śląskiem oraz Cracovią.
Zapisz się do newslettera