- Po meczu z Radomiakiem mieliśmy kilka analiz tego spotkania. Czułem, że byliśmy teraz trochę lepiej przygotowani na takie wydarzenia na boisku, bo wyciągnęliśmy z tego pierwszego starcia odpowiednie wnioski - mówi bramkarz Lecha Poznań, Mickey van der Hart. W drugim kolejnym domowym pojedynku Kolejorz remisował do przerwy bezbramkowo, ale tym razem zdołał w dalszej części rywalizacji przechylić szalę na swoją korzyść.
Mało przyjemne déjà vu mogli poczuć piłkarze Lecha Poznań udając się na przerwę podczas piątkowego meczu z Cracovią. Podobnie jak na inaugurację z Radomiakiem przeważali, zdobyli bramkę unieważnioną przez system wideoweryfikacji (wtedy dwie), ale żadna z ich prób nie dała im prowadzenia. Niemiła powtórka z rozrywki? Nie tym razem, bo krótko po zmianie stron na listę strzelców wpisali się Bartosz Salamon i Jakub Kamiński, a później już niebiesko-biali w pewny sposób kontrolowali boiskowe wydarzenia.
- Po meczu z Radomiakiem mieliśmy kilka analiz tego spotkania. Czułem, że byliśmy teraz trochę lepiej przygotowani na takie wydarzenia na boisku, bo wyciągnęliśmy z tego pierwszego starcia odpowiednie wnioski. Potrzebowaliśmy odrobinę szczęścia, Bartek Salamon oddał niesamowity strzał, a po chwili podwyższyliśmy prowadzenie - podkreślał po końcowym gwizdku golkiper Kolejorza, Mickey van der Hart.
Lechici zagrali z Cracovią dwie równe połowy, przynajmniej jeśli chodzi o statystyki. W obu oddali taką samą liczbę strzałów - po osiem. Przeciwko Radomiakowi tych uderzeń po przerwie było nieco mniej (pięć), a do tego brakowało im w tamtym starciu stuprocentowych okazji. Jak zauważa pomocnik Lecha, Jesper Karlström, to na tym polegała główna różnica między dwiema dotychczasowymi dwiema konfrontacjami przy Bułgarskiej. - Generalnie graliśmy wiele takich meczów, ale tym razem stworzyliśmy sobie więcej sytuacji do zdobycia bramki. To okazało się na wagę wygranej - zaznacza 26-letni Szwed.
Konsekwencję swoich kolegów z przednich formacji chwali również van der Hart. Jego zdaniem najważniejsze było to, żeby cały czas nie dawać chwili wytchnienia przeciwnikowi. To także sprawiło, że nawet przy wyniku 2:0 przeciwko Cracovii pod jego bramką nie działo się zbyt wiele. - Dlatego duże wyrazy uznania należą się dla chłopaków grających przede mną. Kiedy cały czas atakujesz i naciskasz przeciwnika, z reguły w końcu go przełamujesz. Cracovia miała nieco więcej posiadania, niż Radomiak, ale nie zagroziła nam na poważnie. Zrobiliśmy to, co do nas należało - cieszył się golkiper, który w piątek zachował drugie czyste konto w tym sezonie.
Zapisz się do newslettera