Wisła Kraków - Lech Poznań 0:0
Normalnie trudno być zadowolonym po bezbramkowym i na dodatek tak kiepskim meczu. W obecnej sytuacji "Kolejorza" ten punkt to jednak zysk.
Jeszcze nie tak dawno pojedynek między Wisłą Kraków a Lechem Poznań byłby zapewne ucztą dla oka i ligowym hitem. Tak było przecież jeszcze w sierpniu, gdy "Kolejorz" po pasjonującym boju zremisował z Wisłą 3:3. Mecz rozegrany w Wielką Sobotę miał z tamtym niewiele wspólnego, podobnie jak obecny Lech ma niewiele wspólnego z Lechem z sierpnia.
Z remisu 0:0 zadowoleni byli po meczu i trener Franciszek Smuda, i piłkarze Lecha. To pokazuje, że sytuacja w Lechu nie jest normalna. Drużyna była tworzona w 2006 r. właśnie po to, aby po kilku miesiącach budowy móc z czystym sumieniem wydać pod Wawelem bitwę Wiśle Kraków i być w stanie ją wygrać, czego nie mógł dokonać w Krakowie Lech Czesława Michniewicza czy poprzednie. "Kolejorz" nie wygrał z Wisłą na jej terenie od początku lat 90., gdy po raz ostatni był wielkim klubem. Nadal się to zmienia - to znaczy Lech nadal wielki nie jest.
- Kiedy trener mówi, że walczymy o punkt, to i tak domyślnie wiadomo, że chcemy pokusić się o zwycięstwo. Poza tym, to jednak Wisła, z nią na wyjeździe gra się inaczej niż z innymi zespołami - tłumaczył po meczu ostrożną grę lechitów Bartosz Bosacki, który w drugiej połowie był kapitanem drużyny. Piotr Reiss musiał zejść z murawy z powodu kontuzji. A to on przed przerwą był zalążkiem nielicznych groźnych akcji Lecha; to on oddał dwa niebezpieczne strzały. Dodajmy, że i Wisła nie stwarzała właściwie żadnego zagrożenia. Dwie szarże Pawła Brożka powstrzymał niewątpliwy bohater tego meczu Krzysztof Kotorowski. Jego najważniejszą interwencją była ta z 82. min, kiedy poznański bramkarz jakimś cudem obronił strzał Jeana Paulisty. Gdyby nie to, całe starania Lecha poszłyby na marne.
A były to starania głównie o to, aby na stadionie Wisły nie przegrać. Na nic więcej "Kolejorza" dziś nie stać. Na dodatek ciążyło nad nim widmo turystycznej przejażdżki do Krakowa przed niespełna dwoma tygodniami. Wtedy skończyło się to klęską z Cracovią 0:3. - Dziś nie przyjechaliśmy do Krakowa na wycieczkę - komentował Piotr Reiss i faktycznie, mecz z Wisłą był zupełnie inny. To znaczy, nie był katastrofą.
Po śmiertelnie nudnej (dotyczy to także gry Wisły) pierwszej połowie przyszła druga, znacznie lepsza. Lech zastosował pressing, zacieśnił pole gry i maksymalnie utrudnił Wiśle zadanie. Do tego stopnia, że nie była ona w stanie zrobić mu krzywdy. Mecz był zacięty, ale prawie w ogóle nie było w nim sytuacji podbramkowych.
Dość szybko murawę opuścili Zlatko Tanevski i Dimitrije Injać. Pierwszy raz tej wiosny zobaczyliśmy w lidze Marcina Drzymonta. Na boisko wszedł też Jacek Dembiński, który rozegrał tym samym 299. mecz ligowy. Nie oni jednak byli wyróżniającymi się graczami "Kolejorza" w tym spotkaniu. Do takich należał na pewno Marcin Kikut - po raz kolejny tej wiosny.
Biorąc pod uwagę ostatnią dyspozycję Lecha oraz jego wyniki w starciach w Krakowie, remis 0:0 należy uznać za wynik dobry. Tyle że uzyskany po słabym meczu. Meczu, w którym słaby był też przeciwnik. Wisła Kraków grała bez pomysłu na pokonanie Lecha, z zupełnie nieaktywną drugą linią i tym remisem właściwie zamknęła sobie drogę do tytułu mistrza Polski. Trzeba też pamiętać, iż krakowianie przed starciem z Lechem nie wygrali trzech kolejnych spotkań, a 0:0 z "Kolejorzem" było ich trzecim z rzędu bezbramkowym remisem.
Z takim to rywalem Lech zdołał podzielić się punktami.
Wisła Kraków0Lech Poznań0WISŁA: Dolha - Baszczyński, Głowacki, Cleber, Stolarczyk (63. Jean Paulista) - Błaszczykowski, Burns Ż (80. Dawidowski), Sobolewski Ż, Gołoś - Paweł Brożek (63. Mijailović), Penksa.
LECH: Kotorowski - Kikut, Bosacki, Tanevski (67. Drzymont), Wojtkowiak Ż - Zając, Injac Ż (61. Dembiński), Murawski, Reiss (46. Zakrzewski Ż), Wilk - Pitry.
Sędzia: Jacek Granat (Warszawa)
Widzów 9,5 tys.
dla Gazety
Franciszek Smuda
trener Lecha Poznań
Dziękuję moim piłkarzom za walkę. Wreszcie pokazali charakter. Ta walka powodowała, że momentami gotowały nam się głowy i w sytuacjach podbramkowych brakowało zimnej krwi. Wierzę, że walka o mistrzostwo się jeszcze nie skończyła i wciąż nie wiadomo, jaką rolę odegra w niej Lech