Pomimo trzymania kciuków warunki pogodowe w Turcji nie uległy zmianie i drugi poniedziałkowy trening zawodników Lecha Poznań był prowadzony w ulewnym deszczu.
Pogoda w Belek sprawiła, że piłkarze Kolejorza w drodze na popołudniowy poniedziałkowy trening mogli śpiewać i skakać po latarniach niczym Gene Kelly w "Deszczowej piosence" (ale z niewiadomych przyczyn tego nie robili). Zajęcia ponownie prowadzone były na zielonym terenie umiejscowionym tuż obok boiska treningowego.
W towarzystwie ulewnego deszczu lechici rozpoczęli ćwiczenia z trenerem przygotowania fizycznego, Andrzejem Kasprzakiem. W tym samym czasie bramkarze pracowali osobno i to oni byli "szczęśliwcami", którzy najwcześniej zostali odesłani do hotelu. Reszta drużyny, przez większość treningu, grała w "dziadka", który w tych ekstremalnych warunkach miał bardzo widowiskową formę. Nie zabrakło licznych upadków, wślizgów oraz korzystania z bardzo mokrej nawierzchni. Po tej części trenerzy zarządzili rozbieganie i po jego zakończeniu przemoczeni zawodnicy mogli udać się do swoich pokojów.
Zapisz się do newslettera