Bartosz Salamon strzelił swojego pierwszego gola w oficjalnym meczu Lecha Poznań. - To trafienie smakowało wyśmienicie, bo dało nam dodatkowo trzy punkty - mówi środkowy obrońca, który pokonał bramkarza Pogoni Szczecin (1:0) w niedzielnym spotkaniu 20. kolejki PKO Ekstraklasy.
Jasne, 29-latek zdobywał już bramki w niebiesko-białych barwach, ale nie w pierwszej drużynie. Przed wyjazdem do Włoch czternaście lat temu grał bowiem w drużynach juniorskich Kolejorza. Dopiero teraz po powrocie miał okazję zadebiutować w poznańskiej jedenastce. Przedstawił się zresztą w sposób najlepszy z możliwych, bo kapitalnym strzałem zza pola karnego dał swojej drużynie wygraną w pierwszym tegorocznym sparingu z tureckim Bandirmasporem (1:0) w trakcie zimowego zgrupowania w Belek. To był jednak mecz nieoficjalny, więc na pierwszego gola w rywalizacji o punkty musiał poczekać.
Dokładnie do minionej niedzieli, czyli 7 marca. Wtedy tuż przed przerwą ładnym strzałem głową pokonał Dante Stipicę, a dokładnym podaniem popisał się Pedro Tiba. - Przy tej bramce było i trochę wytrenowania, i trochę improwizacji - uśmiecha się Salamon. - To drugie dlatego że pierwsze nasze dośrodkowanie z rzutu rożnego wybili obrońcy, ale piłka trafiła pod nogi Pedro, który dorzucił piłkę idealnie na moją głowę. I tu już można powiedzieć, że dochodzimy do tematu wytrenowania, bo na zajęciach dużo czasu poświęcamy właśnie na dokładne dośrodkowania i wykańczanie takich akcji w polu karnym. Zresztą jestem zdania, że aby skutecznie uderzyć piłkę głową to potrzeba właśnie dobrego podania, bez tego ciężko coś zrobić - opowiada.
Oczywiście jako stoper w pierwszej kolejności odpowiada za defensywę. I tutaj ważne było w niedzielę to, że lechici zachowali czyste konto, nie dali się ani razu zaskoczyć przeciwnikowi. - To bardzo ważne, ale ja chcę też pomagać drużynie w ofensywie, wiem że mogę przydać się w polu karnym rywala - mówi Salamon, który w niedawnych derbach Poznania z Wartą (2:1) w końcówce wcielił się w rolę… napastnika. Wszedł na murawę z konkretnymi zadaniami. I niewiele brakowało, a już wtedy strzeliłby gola. Ostatecznie jednak piłkę do siatki wpakował Tiba. - To trafienie ze Szczecina smakowało wyśmienicie, bo dało nam dodatkowo trzy punkty. A to zawsze na końcu jest najważniejsze. Musimy gromadzić punkty i koncentrować się na każdym kolejnym wyzwaniu - dodaje na koniec.
Zapisz się do newslettera