W sobotę Paweł Tomczyk potrzebował niespełna 120 sekund na murawie w Gliwicach w starciu z Piastem, by dać wiele radości kibicom Lecha Poznań i zapewnić swojej drużynie punkt na inaugurację nowego sezonu PKO Ekstraklasy. Młody napastnik cieszy się, że z roli rezerwowego wywiązał się świetnie, ale nie zamierza na tym poprzestawać.
Na miano skutecznego zmiennika 21-latek zapracował już wiosną w barwach ekipy, z którą przyszło mu się zmierzyć w miniony weekend. Na wypożyczeniu w Piaście zaliczył on cztery występy, w których spędził niespełna 50 minut na boisku, ani razu nie wychodząc w jego podstawowym składzie. Mimo to udało mu się dołożyć swoją cegiełkę do tytułu mistrzowskiego tego zespołu, ponieważ dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców. Za każdym razem miało to miejsce na obiekcie przy ulicy Okrzei, na którym zresztą udało mu się powtórzyć swój wyczyn już w niebiesko-białej koszulce.
W spotkaniu 1. kolejki PKO Ekstraklasy "Pawka" zameldował się na murawie w 79. minucie przy stanie 1:0 dla gospodarzy, a niecałe 120 sekund później zaliczył swój pierwszy kontakt z piłką. Po otwierającym podaniu Darko Jevticia mijającym dwie linie przeciwnika wychowanek Lecha stanął naprzeciwko Frantiska Placha i sprytnym uderzeniem doprowadził do wyrównania. Tym samym atakujący potwierdził, że nawet otrzymując kilka minut na pokazanie swoich umiejętności, potrafi z nich skorzystać w sposób bardzo efektywny.
- Już wcześniej słyszałem kilka razy, że jestem niezłym "jokerem" - mówi z uśmiechem Tomczyk. - Wiadomo, na początku to było super uczucie: wchodzić z ławki i robić różnicę, wpływać na wynik meczu. To cię cieszy, bez dwóch zdań. Jestem przy tym ambitny i chciałbym wyjść w podstawowym składzie, mieć trochę więcej czasu na zdobycie bramki, o to walczę, oby każdy kolejny gol mnie do tego przybliżył - wyraża nadzieję napastnik.
Piłkarz nie ukrywa, że sobotnie trafienie nie należało dla niego do zwyczajnych. W końcu z Piasta powrócił do Lecha nie tylko ze złotym medalem za mistrzostwo Polski, ale i kilkoma przyjemnymi wspomnieniami. - Przez głowę przeszło tysiąc myśli, ale pierwsza była taka, żeby wziąć piłkę i cały czas starać się wygrać ten mecz. Gdyby to była bramka na wagę wygranej, pewnie bym się z niej cieszył z naszymi kibicami, w końcu sam do nich należę, to jest dla mnie coś wielkiego. Oczywiście, nie zapominam, że na tym stadionie przeżyłem kilka fajnych chwil, podnosiłem puchar za mistrzostwo Polski, a to w tak młodym wieku jest dużą sprawą - mówi urodzony w 1998 roku zawodnik.
Mimo ledwie 21 lat "Pawce" towarzyszy przeświadczenie, że może zacząć odgrywać w ukochanym klubie znaczącą rolę. Nie przejmuje się - coraz rzadszymi - głosami krytyki czy opiniami zarzucającymi mu brak umiejętności technicznych czy zimnej krwi pod bramką rywala. - Zdaję sobie sprawę z tego, że w piłce czasem potrafi zmienić wiele pół roku - rok, co najlepiej pokazuje przykład Krzysztofa Piątka od momentu przejścia z Zagłębia Lubin do Cracovii. Jeśli będę robił to, co umiem najlepiej i nie zboczę z obranego toru, jestem w stanie dużo osiągnąć - twierdzi z przekonaniem poznaniak.
- Ja jestem zdania, że jestem gotowy na regularną grę w ekstraklasie. Myślę, że jeśli kibice dostaną więcej szans, żeby oglądać mnie na boisku, też się stopniowo będą do mnie przekonywać. Mogę być numerem jeden, każda bramka i dobra akcja może kolejno zamykać usta tym, którzy mnie krytykują. Nie zwracam na nich uwagi, bo gdybym to robił, pewnie nie grałbym w piłkę - wzrusza ramionami wychowanek Kolejorza.
Jego statystyki w ekstraklasie wzbudzają co najmniej… zainteresowanie. W trakcie 300 minut gry na jej boiskach pokonywał on bramkarzy pięciokrotnie, co daje mu bramkę zdobytą dokładnie co godzinę. - Wydaje mi się, że nikt w zeszłym sezonie w naszej lidze nie mógł pochwalić się lepszą średnią. Śledzę też w silnych ligach najlepszych napastników, staram się coś u nich podpatrywać. Powoli staje się to moją specjalnością, że w krótkim czasie potrafiłem strzelić te kilka goli, bardzo chcę to podtrzymać - podsumowuje napastnik.
Zapisz się do newslettera