Jednym z piłkarzy Lecha Poznań, którzy wybiegali do tej pory w podstawowym składzie Kolejorza w każdym meczu PKO Ekstraklasy w tym sezonie jest Jesper Karlström. Szwedzki pomocnik opowiedział nam o obiecującym początku niebiesko-białych, potencjale obecnej drużyny oraz swojej roli, która także uległa nieco zmianie względem poprzednich rozgrywek.
Spotykamy się na świeżo po twojej lekcji polskiego, jakim więc słowem w naszym języku określiłbyś trwający sezon w wykonaniu swoim oraz ogólnie Lecha?
- Po polsku użyłbym słów "bardzo dobry", ale wolałbym nieco bardziej przyziemne, spokojne określenie…
Może "przyzwoity"?
- O, to jest ten wyraz, o który mi chodzi, teraz już będę go znał też po polsku (śmiech).
Skoro o nauce rozmawiamy, w ostatnim meczu przed przerwą reprezentacyjną zremisowaliście u siebie z Pogonią Szczecin 1:1. Jaką lekcję jako drużyna wyciągnęliście z gry w dziesięciu podczas ostatnich 30 minut tego spotkania?
- Z perspektywy boiska czułem, że mimo straty zawodnika mogliśmy strzelić gola. Miałem wrażenie, że dobrze bronimy i wiedziałem, że czekają nas jeszcze okazje do zdobycia bramki. Oczywiście, zawsze gorzej gra się, gdy przeciwnik ma przewagę jednego zawodnika, ale myślałem, że jeszcze wykreujemy coś ciekawego z przodu. W drugą połowę weszliśmy świetnie, nasze prowadzenie wisiało w powietrzu, a po rywalu widać było zmęczenie. OK, ta czerwona kartka nieco zmieniła obraz gry, ale byliśmy dobrej myśli.
To pół godziny pokazało odpowiednie nastawienie całego zespołu, wystarczy spojrzeć na to, ile radości dał nam ten gol strzelony w końcówce. Kiedy przegrywasz z solidnym przeciwnikiem, masz jednego piłkarza mniej, a mimo to wyrównujesz - to znaczy wiele. Pokazało nam, że nie poddając się i stojąc jeden za drugim możemy dokonać wszystkiego. Tę naukę zabierzemy ze sobą na kolejne spotkania.
Skupiając się na tobie, od momentu przyjścia zimą do Lecha nie opuściłeś żadnego jego meczu. Konkurentów do miejsca w składzie latem przybyło, ale jedno się w tym sezonie nie zmieniło: Jesper Karlström gra, a do tego zawsze w pierwszym składzie.
- Na początku roku znalazłem się w nowej drużynie i w jeszcze obcym dla siebie kraju, ale bardzo szybko poczułem się tu dobrze. Ciężko jednak było być szczególnie zadowolonym ze swojej postawy, gdy jako zespół nie wygrywaliśmy za często. Teraz zaliczamy start kolejnego rozdziału: trener wprowadził nowe pomysły w kontekście taktyki, zostaliśmy też wzmocnieni przez kilku piłkarzy. W okresie przygotowawczym - przynajmniej na początku - nie od razu wypracowałem sobie swoją obecną pozycję. W sparingu przeciwko Lechii zagrałem drugą połowę i czułem, że wykorzystałem tę szansę. Od tej chwili poszło to już w moim przypadku w odpowiednią stronę. Żeby jednak zachować miejsce w wyjściowym składzie, nie mogę sobie pozwolić na gorsze momenty, liczy się każdy kolejny mecz.
Nie brakuje głosów, że aktualnie należysz do najlepszych piłkarzy w lidze na swojej pozycji. Wynika to głównie z lepszych wyników Kolejorza czy sam czujesz, że wygląda to ostatnio w twoim wykonaniu korzystnie?
- To chyba miks obu tych czynników. W niektórych meczach na wiosnę zagrałem na niezłym poziomie, ale dla przykładu miało to miejsce przeciwko Jagielloni u siebie. Przegraliśmy wtedy jednak mimo gry w przewadze i prowadzenia, trudno o pochwały po czymś takim. Nie chodzi jednak tylko o nasze wyniki, bo sam czuję się teraz bardziej pewny siebie. Mogę pomagać drużynie w różny sposób, nie tracimy zbyt wielu bramek, a to też odwzorowuje sposób, w jaki wywiązuję się ze swoich obowiązków.
Ta pewność siebie jest chyba tym większa, gdy patrzysz na jakość graczy, z którym konkurujesz o minuty. Jako zawodnik grający prawie wszystko widzisz, jak dobrzy piłkarze naciskają cię w walce o miejsce w składzie. To pomaga?
- Oczywiście, najwięcej pewności daje oglądanie tych graczy codziennie na treningu, kiedy widzisz jaką klasę prezentują. Wszyscy pchamy się do przodu, a do tego w drużynie jest bardzo dużo jakości, także na innych pozycjach. To samo jest między innymi między mną i Radkiem Murawskim, dogadujemy się świetnie. Nikt się nie cieszy, gdy nie gra, ale tylko takie mobilizujące nastawienie może nas zaprowadzić do realizacji naszych celów. Jeśli to on będzie występował częściej ode mnie, przecież nie będę go o to obwiniał. Każdy z nas ma swoje okazję do pokazania swoich umiejętności trenerowi, musimy z nich obaj korzystać i to robimy.
To, że poziom rywalizacji wewnątrz drużyny znacząco wzrósł stanowi największą różnicę między tym, a ubiegłym sezonem?
- Już przed tym jak przyszli do nas Adriel, Pedro i Roko mieliśmy dosyć szeroką kadrę. Teraz dla mnie ta drużyna jest najlepszą, w jakiej kiedykolwiek grałem, patrząc na nią pod kątem głębi składu i jakości na poszczególnych pozycjach. W ekstraklasie moglibyśmy wystawić dwa zespoły i każdy byłby w czołówce. Jasne, jeszcze wczesna faza rozgrywek, patrzymy na nasze dotychczasowe wyniki z pokorą i wiele przed nami, ale na ten moment wiem jedno: nawet zawodnicy numer osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia i kolejni są świetni. Takiej sytuacji w klubie jeszcze nie miałem.
Zbyt szybko, by mówić o wielkim przełomie całego zespołu, ale jakbyś miał wskazać moment w ostatnich tygodniach, w którym złapaliście wiatr w żagle, to byłby to… ?
- Ważną rolę odegrał obóz przygotowawczy, podczas którego sztab miał okazję przyjrzeć się nam bliżej, przekazać wszystkim dokładnie, czego się od nich oczekuje. Widziałem po kolegach, że każdy rozumie ten przekaz. Nawet w pierwszym meczu długo czuliśmy się odpowiednio, ale do pewnego stopnia wracały złe myśli z zeszłego sezonu. W Zabrzu straciliśmy szybko bramkę, mimo to na murawie wiedzieliśmy, że wszystko da się odwrócić. To udało się stosunkowo niedługo po przerwie i ostatnie dwadzieścia minut tego spotkania już były dla nas spokojne. Generalnie zwyciężaliśmy różnicą dwóch goli i to też różnica względem zeszłych rozgrywek. Wykorzystujemy okazje na podwyższenie prowadzenia, a to daje komfort w końcówce.
Kiedy rozmawialiśmy wiosną cieszyłeś się z tego, że twoja rola na boisku jest jasno zdefiniowana. Czy na przestrzeni ostatnich miesięcy uległa ona zmianie?
- Bronimy w nieco odmienny sposób, angażujący bardziej drużynę jako całość i to wychodzi jej na dobre. Z mojej perspektywy polega to na rozpoznaniu odpowiedniego momentu, kiedy trzeba doskoczyć, a kiedy delikatnie wycofać. Mając spore doświadczenie z poprzednich klubów umiem to wyczuć, podobnie jak przestrzenie, w których należy się znaleźć. To wszystko zachodzi na boisku dynamicznie i cieszę się, że ta współpraca między mną, a partnerami z linii pomocy jest coraz płynniejsza.
Bartosz Salamon wspominał ostatnio na łamach naszej strony o nieźle funkcjonującym wysokim pressingu waszego zespołu. To znajduje też odzwierciedlenie w twoich statystykach, bo po Tarasie Romańczuku z Jagielloni to ty odzyskujesz najczęściej piłkę na połowie rywala spośród wszystkich piłkarzy w lidze. To jest ta "twoja" gra?
- Lubię tak grać, czuję się mocny w pojedynkach jeden na jeden także daleko od własnej bramki. Staram się coraz lepiej czytać grę i rozwinąłem tę umiejętność od momentu przyjścia do Lecha. Czasem trzeba być bliżej przeciwnika, wyczekać na dobrą chwilę do przejęcia piłki, czasem dodać nieco więcej agresji. To jedne z moich ulubionych momentów podczas meczów, chociaż wiem, że z zewnątrz nie wygląda to widowiskowo. Kiedy jednak odzyskasz piłkę wysoko, to z miejsca otwiera przed twoją drużyną nowe możliwości i szanse. Analizuję po meczach każde swoje zagranie i sprawia mi dużo radości, kiedy widzę te sytuacje, w których robiłem to właśnie tak, jak należy. Najważniejsze, żeby działo się to coraz częściej.
Rozmawiali Adrian Gałuszka i Szymon Goc
Zapisz się do newslettera