Z czym kojarzy się Szkocja kibicom Lecha Poznań? Zapewne głównie z Barrym Douglasem, czyli szkockim obrońcą występującym w Kolejorzu w latach 2013-2016. Słynął ze świetnego uderzenia z dystansu i wspominany jest jako mistrz Polski 2015. Jeśli chodzi o rywalizacje poznańsko-szkockie, to historia nie jest bogata i ogranicza się do jednego dwumeczu sprzed 38 lat. Ciekawostek z tym związanych jednak nie brakuje.
W Polsce w najlepsze trwał stan wojenny, kiedy lechici po raz pierwszy w historii wywalczyli trofeum - w 1982 roku podnieśli ponad głowy Puchar Polski. To dało im drugą przepustkę do europejskich pucharów. Zaczęli rywalizację na dalekiej Islandii, gdzie nie dotarł żaden z dziennikarzy, z oczywistych względów nie było też transmisji, więc wynik meczu IBV dotarł do stolicy Wielkopolski z opóźnieniem. Do poznańskich redakcji wydzwaniali kibice, którzy chcieli poznać rezultat. Dopiero kiedy został opublikowany przez agencje prasowe mógł zostać podany do wiadomości. Była to wygrana 1:0, w rewanżu została postawiona "kropka nad i", a w drugiej rundzie los skojarzył ze szkockim Aberdeen FC.
Na boisku wyraźnie lepsi byli przeciwnicy, którzy 10 października 1982, a zatem ponad 38 lat temu, ograli Kolejorza 2:0 po golach Marka McGhee oraz Petera Weira. Przy Bułgarskiej także zwyciężyli Szkoci - tym razem 1:0, a autorem trafienia był Dougie Bell. W ten sposób prysły marzenia o wejściu do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Zresztą na wyeliminowanie dwóch przeciwników w jednej edycji pucharowej lechici czekali aż do 2008 roku.
Ciekawostka numer 1 związana z tym dwumeczem jest taka, że Aberdeen prowadził wówczas młody, nieco ponad czterdziestoletni… Alex Ferguson. Jeszcze bez tytułu szlacheckiego, bo też zasłużył na niego podczas pracy w Manchesterze United. A do Czerwonych Diabłów przeniósł się dopiero cztery lata po rywalizacji z poznaniakami.
Ciekawostka numer 2 - Szkoci mocno zapamiętali Zbigniewa Pleśnierowicza. Bramkarz w Aberdeen rozgrywał jeden z pierwszym meczów w barwach Kolejorza. I od razu błysnął formą. Niektórzy koledzy określali, że zagrał wtedy "życiówkę". Do tego stopnia był skuteczny, że pojawiły się informacje, iż Szkoci chcą go kupić na pniu. - Słyszałem takie plotki, ale sęk w tym, że nikt ze mną się nawet nie skontaktował - uśmiechał się kilka lat temu Pleśnierowicz, kiedy z nim o tym rozmawialiśmy. Dziś zresztą pracuje w Lechu, odpowiada za szkolenie bramkarzy w drugoligowych rezerwach.
I jeszcze jedna ciekawostka, cytat z tekstu redaktora Radosława Nawrota w "Gazecie Wyborczej": - Rewanż wywołał w Poznaniu ogromne zainteresowanie. Choć bilety były drogie, a mecz rozpoczynał się w środę o godz. 14, przyszło 25 tys. widzów, a pod bramami stadionu rozgrywały się dantejskie sceny. Nie wszyscy bowiem mieli kupione bilety i chcieli wtargnąć do środka bez nich. "Bohaterem meczu był doskonały bramkarz Leighton, czego o naszym młodym Pleśnierowiczu jeszcze powiedzieć nie można" - napisały gazety po porażce 0:1. Marzenia o meczach z Realem, Barceloną, Interem czy Bayernem prysły - czytamy.
Zapisz się do newslettera