Pięć zmian w wyjściowym składzie zrobił sztab szkoleniowy Lecha Poznań na niedzielny mecz PKO Ekstraklasy z Cracovią (1:1) w porównaniu do czwartkowego spotkania Ligi Europy z SL Benfica (2:4). - Te roszady są nieuniknione ze względu na maraton, jaki czeka nas do 19 grudnia - mówi trener Dariusz Żuraw.
Przeciwko "Pasom" na boisku w wyjściowej jedenastce pojawili się Lubomir Šatka, Vasyl Kravets, Nika Kacharava, Karol Muhar oraz Filip Marchwiński. Pierwszy z nich w czwartek pauzował za czerwoną kartkę, reszta pojawiła się na murawie w roli rezerwowych. Teraz natomiast wybiegli od pierwszej minuty i zastąpili Jakuba Kamińskiego, Mikaela Ishaka, Tymoteusza Puchacza, Tomasza Dejewskiego oraz Pedro Tibę. Tylko ostatni z nich nie mógł zagrać w niedzielę ze względu na drobny uraz. - W następnym meczu już będzie gotowy do gry - uspokaja szkoleniowiec niebiesko-białych.
Z pewnością roszady były konieczne ze względu na odpowiednie zarządzanie siłami piłkarzy, którzy już mają w nogach sporą dawkę w tym sezonie, a to dopiero początek. - Widać było po niektórych zawodnikach, że odczuli w nogach czwartkowy bój z Portugalczykami w Lidze Europy. Zrobiliśmy oczywiście zmiany, ale nie byliśmy w stanie wymienić całej jedenastki. Gdyby wynik nie był niekorzystny, to roszady w trakcie gry byłyby inne. A tutaj musieliśmy zastosować ofensywne warianty, żeby gonić wynik - tłumaczy trener Żuraw. - Te roszady są nieuniknione. Do 19 grudnia rozegramy bowiem łącznie we wszystkich rozgrywkach 14 meczów. Do tego kadrowicze będą mieli po 2-3 dodatkowe spotkania. Dlatego to nie jest na pewno łatwe zadanie. Musimy starać się do zimy wyciągnąć, ile się da - dodaje.
Zapisz się do newslettera