Kontrola nad boiskowymi wydarzeniami, duża przewaga w liczbie stworzonych okazji i dwubramkowe prowadzenie - tak z perspektywy Lecha Poznań wyglądała pierwsza połowa wyjazdowego meczu z Motorem Lublin. Po zmianie stron obraz gry zmienił się znacząco, o czym po końcowym gwizdku mówił szkoleniowiec Kolejorza, Niels Frederiksen. - Chcieliśmy kontrolować to spotkanie w znacznie większym stopniu, niż miało to miejsce, ale cieszy mnie, że dzięki determinacji, walce i mentalności to my sięgnęliśmy po zwycięstwo - przyznawał trener Niebiesko-Białych.
Niedzielne starcie Lecha Poznań z beniaminkiem PKO BP Ekstraklasy miało dwie mocno różne od siebie połowy, co widać było nie tylko gołym okiem, ale i w praktycznie każdej istotnej statystyce. Do przerwy to lechici nadawali ton grze, będąc w stanie nie tylko regularnie zagrażać gospodarzom, ale i samemu trzymać rywala na bezpieczny dystans. Oddali więcej strzałów (8-2) i częściej trafiali w światło bramki (4-1), posiadali dłużej piłkę (58-42%), wymienili więcej podań (289-202) oraz mieli wyraźną przewagę w tzw. golach oczekiwanych (0,91-0,08). Każde z powyższych zestawień wyglądało już zgoła odmiennie po wznowieniu gry, kiedy to inicjatywę przejął Motor. Ostatecznie jednak gracze Mateusza Stolarskiego trafili tylko raz, a trzy punkty pojechały do stolicy Wielkopolski.
Nie zmienia to faktu, że drugą połowę tego pojedynku sztab szkoleniowy Niebiesko-Białych musi mocno wziąć pod lupę, a sprawę z tego zdawał sobie na pomeczowej konferencji ich szkoleniowiec.
- Byłem całkiem zadowolony z pierwszej połowy, wykreowaliśmy sobie w jej trakcie kilka dogodnych okazji. Tych mogło być nawet więcej, ale zabrakło nam nieco jakości w chwilach, gdy posiadaliśmy piłkę. Druga oczywiście miała już inny obraz, szczególnie od sześćdziesiątej minuty. Jako trener czujesz się po takim fragmencie starszy o dziesięć lat. To był dla nas trudny okres, ale najważniejsze, że każdy z naszych piłkarzy pracował wtedy ciężko, pokazując odpowiednie nastawienie, mentalność i determinację. Nie zawsze możesz wygrywać w piękny sposób i zdecydowanie o tej części gry nie możemy tego powiedzieć - jasno stawiał sprawę trener Frederiksen.
Równocześnie podkreślał, że przeciwnik podjął po zmianie stron duże ryzyko, angażując sporą liczbę zawodników do ofensywy, co miało wpływ na boiskowe wydarzenia. Jego zawodnicy z kolei nie potrafili skorzystać z przestrzeni, które tworzyły się na połowie gospodarzy, w efekcie czego nie zrealizowali planu zakładającego zdobycie trzeciej bramki ani przy stanie 2:0, ani przy 2:1. Jakie były jeszcze przyczyny opisywanego wcześniej stanu rzeczy?
- Z ławki było widać, że zatraciliśmy wysoki pressing, który przed przerwą funkcjonował bardzo dobrze. Był on za mało agresywny. Druga sprawa to psychologia, bo nasza drużyna siłą rzeczy prowadząc dwoma golami nieco mocniej skupiła się na obronie, a przeciwnik na atakowaniu. Ma to podłożę w psychologii, jest naturalne, ale nie ukrywam, chcieliśmy kontrolować to spotkanie zdecydowanie bardziej, niż miało to miejsce - podsumował szkoleniowiec Kolejorza, który pozostał po tej serii gier na drugiej lokacie w tabeli PKO BP Ekstraklasy.
Zapisz się do newslettera