W 37. kolejce Lotto Ekstraklasy Lech Poznań przegrał na wyjeździe z Piastem Gliwice 0:1. Dla Krzysztofa Kołodzieja był to pierwszy występ w podstawowym składzie Kolejorza. - Trzeba powiedzieć, że odczuwamy duży niedosyt, bo Piast był na pewno do ogrania - mówi 26-letni napastnik.
W niedzielę zawodnicy trenera Dariusza Żurawia zakończyli sezon 2018/19. Przed spotkaniem było wiadomo, że zwycięstwo w tym meczu daje Piastowi Gliwice tytuł mistrza Polski, jednak podczas starcia to poznaniacy byli stroną przeważającą. - Uważam, że byliśmy dzisiaj lepszym zespołem, a na pewno było tak w pierwszej połowie. Druga była bardziej wyrównana, ale do przerwy mieliśmy swoje sytuacje, wystarczyło tylko umieścić piłkę w siatce i ten mecz byłby zupełnie inny - twierdzi Kołodziej.
- Trzeba powiedzieć, że odczuwamy duży niedosyt, bo Piast był na pewno do ogrania. Teraz większość kolegów jedzie na urlopy i mogą czuć, że ten sezon mógł być zakończony lepszym wynikiem - kontynuuje napastnik.
Dla Krzysztofa Kołodzieja był to pierwszy występ w podstawowym składzie Kolejorza. Do tej pory wchodził na boisko z ławki rezerwowych w spotkaniach z Zagłębiem Lubin i Lechią Gdańsk. W drugim z tych starć zaliczył asystę przy decydującym trafieniu Darko Jevticia. - Nie miałem dzisiaj z przodu tak dużo miejsca, jak w poprzednich meczach. Sedlar z Czerwińskim grają bardzo blisko oraz agresywnie i ciężko mi się grało przeciwko nim. Mogłem kilka razy szybciej ruszyć do tych piłek, które zagrywali mi boczni pomocnicy - podsumowuje wychowanek Lecha.
Większość zawodników rozjechała się po meczu na posezonowe urlopy, jednak Kołodziej ma przed sobą jeszcze walkę z zespołem rezerw o awans do drugiej ligi. Na ten moment Lech II Poznań ma dwa punkty przewagi nad drugim w tabeli KKS-em Kalisz (lechici mają do rozegrania jedno spotkanie więcej, ze względu na odwołanie niedzielnego meczu z Wierzycą Pelplin - przyp.red.). - Przede mną teraz do zrealizowania najważniejszy cel, który zakładaliśmy sobie jeszcze przed sezonem. Musimy dopiąć ten awans i później przyjdzie czas na odpoczynek - kończy Krzysztof Kołodziej.
Zapisz się do newslettera