Na piątym miejscu w tabeli grupy B zakończyli rozgrywki juniorzy młodsi Lecha Poznań. Dla niebiesko-białych będzie to pierwszy od pięciu lat sezon, w którym nie sięgną po tytuł mistrzowski. Mimo rozczarowania brakiem realizacji celów sportowych, trener Bartosz Bochiński widzi kilka pozytywów w funkcjonowaniu zarówno swojego zespołu, jak i całej Centralnej Ligi Juniorów do lat 17.
Blisko dwa razy mniej punktów od zwycięzcy stawki, Pogoni Szczecin, mniej bramek zdobytych od straconych, a także więcej porażek (sześć), aniżeli zwycięstw (pięć). Te wszystkie fakty oraz końcowa lokata ekipy trenera Bochińskiego nie jest dla niego powodem do dumy, czego sam zresztą nie ukrywa. – Pod względem realizacji celu sportowego, jakim była ponowna obrona tytułu, ten sezon może nas boleć. Wiem jednak, że takie rozgrywki się już nie powtórzą. Osobną sprawą jest to, jakie wyniki osiągaliśmy w poszczególnych spotkaniach, a jak w nich wyglądaliśmy – dodaje opiekun niebiesko-białych.
Trener Bochiński nie ma przy tym wątpliwości co do tego, że także taka kampania była potrzebna zarówno jego drużynie, jak i jemu samemu. – Porażki oraz niepowodzenia dały mi możliwość poznania samego siebie, odkrycia umiejętności reakcji na negatywne wydarzenia czy samej ich analizy. To wszystko jest bezcenne, także dla mnie jako szkoleniowca – zaznacza. – Nasi zawodnicy są w akademii przyzwyczajeni do wygrywania. To dobre, bo ten gen zwycięstwa muszą mieć zaszczepiony. Ci, którzy przejawiają odpowiedni potencjał, mają trafić jednak do dorosłego futbolu, gdzie spotkają ich także między innymi porażki. Dlatego rozmawialiśmy z nimi, żeby patrzeć w przyszłość, ale przy tym wyciągać odpowiednie wnioski z tego, co się wydarzyło – twierdzi młody szkoleniowiec.
W zakończonym sezonie juniorów młodszych nie brakuje także plusów. – Największym pozytywem jest bodajże selekcja przez duże "S", którą stosujemy. To ona sprawia, że udaje utrzymać nam się akademię na najwyższym poziomie. To także dzięki niej przed rundą wiosenną trafiło od nas pięciu zawodników do juniorów starszych. Tą udaną selekcję potwierdzają także liczne powołania do reprezentacji Polski do lat siedemnastu, szesnastu, czy nawet piętnastu. Bez wątpienia mamy sporą grupę zawodników, którzy swoją postawą się obronili. Pokazali, że mają doświadczenie, umiejętności, charakter i potencjał do tego, żeby iść dalej ścieżką wytyczoną przez klub i akademię – podkreśla trener pracujący z tą ekipą od dwóch lat.
W minionej już kampanii lechici zmagali się z plagą kontuzji, która towarzyszyła im od samego początku rozgrywek. Ich opiekun deklaruje jednak, że przyczyny takiego stanu rzeczy zostały należycie zbadane. – Obciążenia, jakim zostali poddani niektórzy gracze w ubiegłym sezonie, były zbyt duże. To rzecz, nad którą pochyliliśmy się w tym roku znacznie. Z zagranicznych akademii wyciągam informacje co do liczby minut rozegranych przez tamtejszych zawodników. W żadnej z nich piłkarze nie mieli ich tyle, co niektórzy nasi chłopcy w poprzednich rozgrywkach. Mają oni być w przyszłości piłkarzami na topie, występować w pierwszej drużynie Lecha, naszej reprezentacji. Dlatego trzeba im czasem dać wolne, koszt zbyt wysokich obciążeń może być w tym kontekście zbyt drogi – opisuje zagadnienie Bochiński.
Jego zdaniem przeprowadzona w ubiegłym roku reforma rozgrywek Centralnej Ligi Juniorów U-17 zdała egzamin pozytywnie. Szczególnie w kontekście podniesienia poziomu rywalizacji. – Otrzymaliśmy wraz z piłkarzami więcej możliwość zmierzenia się z trudnymi sytuacjami na boisku. Im bardziej wymagający był nasz przeciwnik, tym tych sytuacji mogło być więcej. Czas na następne kroki, być może scentralizowanie całych rozgrywek, może na kształt Centralnej Ligi Juniorów z podziałem na grupę zachodnią i wschodnią? Należy także pochylić się nad kalendarzem, iść w kierunku tego, co nas interesowało. Mówię o rozdzieleniu terminów meczów reprezentacji od spotkań ligowych, ale dopiero w niedalekiej przyszłości przekonamy się, jakie zmiany zostaną przeprowadzone – podsumowuje szkoleniowiec.
Zapisz się do newslettera