Niekwestionowanym bohaterem spotkania 1. kolejki z Ruchem Chorzów był Gergo Lovrencsics. Debiutujący w T-Mobile Ekstraklasie Węgier wpisał się na listę strzelców i dwukrotnie asystował przy trafieniach kolegów. Swoją postawą zasłużył na nominację do jedenastki kolejki.
- Na pewno nie nazwałbym siebie gwiazdą, ale cieszę się z mojego początku w Lechu. Spore zainteresowanie mediów moją osobą jest dla mnie mobilizujące. Na pewno jednak nie osiądę na laurach. Nadal będę pracował sumiennie na treningach i będę chciał podnosić swoje umiejętności - skromnie mówi węgierski atakujący Lecha Poznań.
W odniesieniu do Lovrencsicsa słowo atakujący jest zdecydowanie najbardziej stosowne. Węgier przychodził do Lecha Poznań przede wszystkim jako skrzydłowy. Szybko jednak okazało się, że Gergo równie dobrze czuję się w roli napastnika. Na tej pozycji zagrał właśnie w meczu z Ruchem. - Przede wszystkim chcę atakować. Nie ma dla mnie znaczenia z jakiej pozycji. Najważniejsze to mieć okazję do zdobywania bramek i je wykorzystywać - dodaje Lovrencsics.
Po meczu z Ruchem Chorzów dziennikarze zaczęli się zastanawiać, jak to się stało, że zawodnik z takim potencjałem z małego klubu węgierskiego nie trafił do jakiegoś potentata w lidze Madziarów, a właśnie do Poznania. - Było zainteresowanie moją osobą ze strony klubów węgierskich. W tym samym czasie zgłosił się jednak po mnie Lech i nie miałem już wówczas żadnych wątpliwości. Chciałem grać w Polsce i cieszę się, że doszło do tego transferu - przypomina Węgier.
Zapisz się do newslettera