Lech: Stop podróbkom
- W normalnych klubach sprzedaż pamiątek stanowi trzecią co do wielkości pozycję w budżecie. U nas nie jest nawet szóstą. Chcemy to zmienić, ucywilizować ligę - mówi prawnik Lecha Poznań Jacek Masiota.
Poznański klub ogłosił wczoraj wydanie wojny gadżetowemu piractwu - osobom, które bez pozwolenia Lecha produkują i sprzedają pamiątki "Kolejorza". - Chcemy ograniczyć wykorzystywanie naszej marki i w sumie dziesięciu zastrzeżonych znaków towarowych bez naszej zgody. Sprzedaż pamiątek ma przynosić pieniądze nam, a nie złodziejom własności intelektualnej. To zwiększy przychody klubu i w efekcie podniesie poziom sportowy drużyny Lecha - uważa mecenas Masiota.
Choć wojna została ogłoszona wczoraj, Lech wraz z policją rozpoczęły działania już wcześniej. - Podczas jednego z meczów władze klubu powiadomiły nas, że w pobliżu stadionu są sprzedawane podrabiane gadżety. Interweniowaliśmy i w tej sprawie toczy się już postępowanie - mówi rzecznik poznańskiej policji Andrzej Borowiak. - Dajemy jasny sygnał. Nie będzie miejsca dla tych, którzy łamią prawo. Gdy dostaniemy zgłoszenie, zwiniemy takiego delikwenta z całym majdanem na komisariat. Finałem będzie wniosek do prokuratury. Za takie działania grozi grzywna, a także do dwóch lat pozbawienia wolności - zapowiada Borowiak.
Lech nie ujawnia, jakie straty poniósł przez to, że podrabiane pamiątki są sprzedawane poza klubem. - W normalnych klubach sprzedaż pamiątek stanowi trzecie co do wielkości źródło finansowania klubu. Po wpływach od sponsorów i sprzedaży biletów. U nas nie jest nawet szóstą. Chcemy to zmienić, a także ucywilizować ligę pod tym względem - mówi Masiota. O stratach mówi tyle: - W Austrii Wiedeń ta gałąź przynosi 20 proc. dochodu w budżecie.
Gdyby w Lechu miały być podobne proporcje, klub zarabiałby na pamiątkach i gadżetach ponad 3 mln zł. Taka jest zatem potencjalna skala strat, które może ponosić w związku z działaniem piratów.
Z kolei Maciej Chłodnicki z działu marketingu Lecha odwołuje się do honoru kibica. - Kibice zarzucali nam, że kupują podróbki, bo nie mają gdzie kupić oryginalnych pamiątek. Wytrącamy te argumenty. Działa już sklep internetowy, a jeszcze w październiku zostaną otwarte trzy, cztery punkty w mieście, gdzie będą sprzedawane gadżety. Wprowadziliśmy takie ceny, by każdy kibic mógł sobie pozwolić na jakąś pamiątkę. Są np. repliki koszulek za 120 zł, ale są także T-shirty za 20 zł - tłumaczy Chłodnicki. - Mówiąc "stop podróbkom", chcemy uświadomić kibicom, że kupując nielegalne pamiątki, okradają klub, a jednocześnie samych siebie. Z całą siłą będziemy z tym walczyć.
Oprócz ścigania handlu na ulicy czy na straganach Lech chce zwalczyć także rozprowadzanie nielegalnych pamiątek w internecie. - To nawet łatwiejsze niż walka z piractwem w sprzedaży detalicznej. Wystarczy powiadomić takiego sprzedawcę, że ma towary nielegalne. W jednym wypadku już zablokowaliśmy taką działalność - mówi Masiota.
- To dobrze, że klub, oprócz represyjnej działalności zaproponował też rozsądną politykę cenową i działania promocyjne. Bez tego nie miałoby to sensu. Akcję będzie można uznać za udaną, jeśli przydusimy ten proceder do poziomu, który jest do zaakceptowania - kończy Borowiak.