Spotkanie z Valerengą Oslo było chyba najciekawszym meczem, spośród wszystkich pojedynków jakie stoczyli lechici do tej pory na zgrupowaniu w Hiszpanii. Podobnie jak w ostatnim spotkaniu z Red Bulls, podopieczni Jacka Zielińskiego szybko narzucili przeciwnikowi swój styl gry. Trzeba jednak przyznać, że Norwegowie byli bardziej wymagającym rywalem niż Amerykanie. Przede wszystkim zaprezentowali swój twardy styl i byli dość aktywni w defensywie, starając się nie zostawiać lechitom zbyt dużo miejsca. Z tym potrafili jednak poradzić sobie lechici. W 10 minucie mocno z narożnika pola karnego strzelał Sergei Krivets, ale obrońcy wybili piłkę sprzed bramki. W odpowiedzi Berre prostopadle zagrał w pole karne do Abdellaoue, ale odważnym wyjściem z bramki popisał się Krzysztof Kotorowski. Chwilę później w doskonałej sytuacji znalazł się znów Krivets. Białorusin przejął piłkę na połowie rywala i widząc, że Hirschfeld jest mocno wysunięty z bramki próbował lobu, ale minimalnie chybił. Dwie minuty później znów zabrakło dosłownie centymetrów, by po uderzeniu z dystansu w wykonaniu Luisa Henriqueza piłka wpadła do siatki. Ataki Lecha trwały nadal, ale poznaniakom brakowało jeszcze trochę precyzji i spokoju w decydujących momentach. W 35 minucie w polu karnym za koszulkę pociągany był Robert Lewandowski, ale sędzia zamiast wskazać na jedenasty metr odgwizdał rzut wolny dla Norwegów. Nie był to pierwszy błąd arbitra. Chwilę później nie widział on, jak jeden z obrońców łokciem uderzył Lewego" w twarz. Jako jeden z nielicznych na stadionie nie widział też, że w 45 minucie napastnik Kolejorza znów był faulowany w polu karnym.
Po przerwie obraz gry nie zmienił się. Nadal grę kontrolowali lechici i to oni częściej atakowali. Piłkarze Valerengi tylko kilka razy podeszli pod pole karnego Kolejorza. Lech bliski objęcia prowadzenia był w 52 minucie, gdy po potężnym uderzeniu Krivetsa z najwyższym trudem interweniował Hirschfeld. Bramkarz Norwegów nie miał nic do powiedzenia dwie minuty później, gdy Białorusin z dystansu posłał piłkę w samo okienko jego bramki. Chwilę później znów strzelał Krivets, ale tym razem minimalnie się pomylił. W 70 minucie Valerenga przeprowadziła jedną z nielicznych w tym meczu groźnych akcji, ale zakończyła się ona powodzeniem. Lechici bez opieki w polu karny pozostawili Bengta Saeternesa, który strzałem głową nie dał szans Kotorowskiemu. Napastnik zespołu z Oslo miał jeszcze jedną okazję by trafić do siatki, ale jego uderzenie w 77 minucie świetnie obronił bramkarz Kolejorza. W końcówce znów przycisnęli lechici. Strzelali m.in. Lewandowski, Bartosz Bereszyński i Jan Zapotoka, ale gola nie udało się zdobyć. Tuż przed końcem spotkania jeszcze raz pod pole karne Lecha podeszli Norwegowie i po strzale Madsena piłka musnęła poprzeczkę i wyszła poza boisko.
Zespoły podzieliły się zatem punktami, ale zgodnie z regulaminem turnieju La Manga Cup rozegrano jeszcze serię rzutów karnych, które decydują o kolejności w tabeli w przypadku równej liczny punktów. Lechici wykorzystali wszystkie jedenastki", a w trzeciej kolejce strzał Fellaha obronił Kotorowski.
Lech Poznań - Valerenga Oslo 1:1 (0:0) k. 5:3
Bramki: 54. Krivets - 70. Saeternes
Rzuty karne: 1:0 Bosacki, 1:1 Dos Santos, 2:1 Injać, 2:2 Singh, 3:2 Zapotoka, 3:2 Fellah (broni Kotorowski), 4:2 Lewandowski, 4:3 Berre, 5:3 Peszko
Widzów: 40
Lech: Krzysztof Kotorowski - Grzegorz Wojtkowiak, Bartosz Bosacki, Ivan Djurdjević (60. Zlatko Tanevski), Luis Henriquez - Sławomir Peszko, Dimitrije Injać, Tomasz Bandrowski, Sergei Krivets (72. Bartosz Bereszyński) - Semir Stilić (60. Jan Zapotoka) - Robert Lewandowski.
Zapisz się do newslettera