Po pierwszym spotkaniu wszyscy w ekipie Kolejorza czuli lekki niedosyt, jednak w Poznaniu faworytem będzie ekipa Franciszka Smudy. - Mamy jednobramkową stratę, ale to wcale nie znaczy przecież, że wystarczy strzelić gola i sprawa będzie załatwiona. Przeciwnik też przecież będzie walczył o zdobycie jakiejś bramki - mówi trener Lecha, który co nie jest ostatnio nowością ma spore problemy kadrowe.
Z powodu kontuzji nie będzie mógł skorzystać z Henriqueza, Kikuta, Djurdjevića i Bosackiego. Pod dużym znakiem zapytania stoi występ Zlatko Tanevskiego i jeśli Macedończyk nie wykuruje się do jutra to na pozycji stopera będzie znów musiał wystąpić ... Dimitrije Injać, czyli nominalny środkowy pomocnik - Zagrał na tej pozycji z Piastem i ostatnio 90 minut z ŁKS. Uważam, że spisywał się całkiem nieźle - mówi Smuda, który do dyspozycji będzie miał już natomiast Sławomira Peszko. Pomocnik Kolejorza już wie, że mecz rozpocznie w podstawowym składzie.
Nie ulega wątpliwości, że aby powalczyć o awans Lech u siebie musi zagrać inaczej niż dwa tygodnie temu w Wiedniu. - Austria na pewno nie zagra z nami otwartej piłki, bo nawet na własnym stadionie się na to nie zdecydowali i głównie szukali stałych fragmentów gry. My natomiast musimy zagrać zdecydowanie agresywniej i szybciej niż w Wiedniu - podkreśla trener poznaniaków.
Austriacy do Poznania przylatują niemal w najsilniejszym składzie. Drobne kontuzje wyleczyli już Jacek Bąk i Milenko Acimović. W kadrze zabraknie natomiast kontuzjowanego Chińczyka, Xiang Suna.
Zapisz się do newslettera