14 kwietnia 2002 roku. Na starym zegarze umiejscowionym jeszcze na charakterystycznym łuku korony stadionu przy Bułgarskiej wybija 70. minuta. Rzut karny wykonuje Piotr Reiss, jego intencje wyczuwa bramkarz Orlenu Płock, ale dobitka Ryszarda Remienia trafia celu. 1:0 dla Lecha! W tej chwili żaden z ponad 25 tysięcy widzów obecnych na tym meczu nie ma już wątpliwości – po dwóch latach banicji Kolejorz wraca do ekstraklasy.
Po tym spotkaniu niebiesko-biali wychodzili na boisko w swoim ostatnim do dziś drugoligowym sezonie jeszcze pięciokrotnie. Z awansu cieszyli się jednak już tamtego kwietniowego wieczoru, a wszystko to na skutek kilkunastopunktowej przewagi nad trzecią wtedy Szczakowianką Jaworzno. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że niespełna rok wcześniej o tej samej porze lechici oglądali w tabeli plecy Włókniarza Kietrz czy Ceramiki Opoczno, możemy łatwo wyobrazić sobie entuzjazm, jaki zapanował wtedy w stolicy Wielkopolski.
Przed starciem z "Nafciarzami" kibice otrzymali peleryny w kolorach białym oraz niebieskim, co jeszcze dodało uroku temu ważnemu momentowi. Tego dnia także po raz pierwszy z głośników przy Bułgarskiej rozbrzmiała regularnie odtwarzana w następnych latach przed domowymi pojedynkami poznaniaków piosenka „Lech na ligowym szczycie”. Do dziś trudno jest dokładnie oszacować liczbę przybyłych wtedy na stadion, ale jedno jest pewne: wszyscy związani z Kolejorzem pragnęli tego sukcesu. Gazety rozpisywały się o odbudowie zadłużonego klubu przez trzech zakochanych w nim kibiców, nazywano go „fenomenem”, a pod względem bezpieczeństwa na trybunach stawiano na krajowym podwórku jako wzór. Swoją drogą, w tamten piątek stadion był tak wypełniony, że… zabrakło na nim miejsca dla pięćdziesięciu przybyłych z Mazowsza fanów Orlenu.
W rozgrywkach 2001/02 to właśnie u siebie niebiesko-biali okazali się prawie bezbłędni. Prawie, bo na osiemnaście spotkań w stolicy Wielkopolski nie wygrali tylko raz; punkt z Poznania zdołała wywieźć jedynie ekipa Świtu Nowego Dworu Mazowieckiego. Jednak i w delegacjach zespół prowadzony przez Bogusława Baniaka nie spisywał się poniżej oczekiwań, doznając goryczy porażki tylko dwukrotnie. Ostatecznie Lech mógł się pochwalić po 38 kolejkach i najlepszym atakiem (64 zdobyte bramki), i najszczelniejszą obroną (18 straconych goli).
Bohaterów w zespole nie brakowało. Wiosną 2002 roku do Poznania zawitał po kilkuletnim niemieckim wojażu Piotr Reiss, który swoimi czterema trafieniami wspomógł Lecha w walce o awans. Nieocenione okazały się bramki zdobywane przez napastników Waldemara Przysiudę czy Artura Bugaja. W drużynie coraz odważniej kroki stawiali młodzi Michał Goliński czy Bartosz Ślusarski. Z drugiej strony doświadczenie w postaci Jarosława Araszkiewicza, Zbigniewa Wójcika czy Pawła Wojtali. W bramce z kolei Norbert Tyrajski, który wystąpił w tamtych rozgrywkach we wszystkich spotkaniach w pełnym wymiarze czasowym.
Cały awans lechici sprezentowali swoim kibicom… niespełna miesiąc po swoich 80. urodzinach. W meczu rocznicowym z kolei wygrali przed własną publicznością z Tłokami Gorzyce 3:0 po trafieniach Przysiudy, Golińskiego oraz Mariusza Mowlika. Ciekawych starć w wydaniu Kolejorza było w tej kampanii co niemiara. Do dziś kibice pamiętają najdłuższą w historii klubu, trwającą piętnaście rund serię rzutów karnych w spotkaniu Pucharu Polski z Pogonią Szczecin. W jej trakcie wspomniany Tyrajski obronił uderzenie zawodnika gości, a następnie sam wykonał decydującego karnego. Mimo odpadnięcia już w następnej rundzie z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski, tamten środowy dramatyczny wieczór stanowił kolejny z niezapomnianych rozdziałów w najnowszej historii Lecha Poznań.
Zapisz się do newslettera