Zapewne w historii spotkań Lecha Poznań w najwyższej klasie rozgrywkowej, walkowerów znajdziemy niewiele, jednakże zdarzały się i takie sytuacje. Jedna z nich miała miejsce w sezonie 1995/1996, kiedy to piłka nożna w Polsce były trochę mniej zorganizowana. W wyniku nieporozumienia, chaosu w przepisach i koniec końców decyzji PZPN-u, lechici wygrali walkowerem z Lechią/Olimpią Gdańsk. Zamierzchłe już dla wielu z nas czasy wspomina były zawodnik Kolejorza - Paweł Bocian.
Dobrze jest mi znany tamten czas, ponieważ to właśnie wtedy przeszedłem z Olimpii Poznań do Lecha, a w tym samym momencie została dokonana fuzja - Lechia Gdańsk grała na licencji Olimpii, a klub w samych rozgrywkach miał łamaną nazwę Lechia/Olimpia Gdańsk i swoje mecze miał rozgrywać w Trójmieście. Temat był nieuregulowany przez PZPN, niby można było to zrobić, ale koniec końców i tak wychodziły jakieś niesnaski. Tak stało się w naszym meczu, gdzie została podjęta decyzja, że nie jedziemy do Gdańska. Zespół znad morza nie miał zgody od PZPN-u, żeby rozgrywać spotkania w Trójmieście, a my mieliśmy wybór, żeby udać się tam lub na stadion na Golęcin. Koniec końców nie wyruszyliśmy na spotkanie, a PZPN przyznał nam i tak walkowera. Było to w 10. kolejce, Lechia/Olimpia dobrze wystartowała w lidze, grało tam dużo moich znajomych, przyjaciół, więc tym bardziej to było dla mnie trudne. Taka sytuacja miała miejsce raz jeszcze z GKS-em Katowice, który również otrzymał walkowera.
To były jednak trochę inne organizacyjnie czasy niż teraz. Wszystko to się jeszcze kształtowało po zmianach ustrojowych i nie zawsze działało tak jakbyśmy sobie życzyli. Nie było to tak, że chcieliśmy te trzy punkty zdobyć za wszelką cenę. Decyzja o tym, że nie jedziemy na mecz została podjęta i koniec, nie mieliśmy na to większego wpływu. I tak gdańszczanie zostali ukarani walkowerem. Byliśmy w rytmie meczowym, co tydzień rozgrywaliśmy spotkanie i nawet nie przeszkadzałoby nam, żeby tak pozostało. Jednakże to były inne czasy - te fuzje często się kończyły wieloma nieporozumieniami i zagwozdkami. Sokół Pniewy przeniósł się wtedy do Tych, Olimpia do Gdańska, w dzisiejszych czasach ciężko to sobie wyobrazić. Nie trzeba było mieć licencji, żeby wystartować w rozgrywkach ligowych, nie było tylu sponsorów, a budżety klubów często opierały się głównie na wpływach ze sprzedanych biletów czy zawodników za granicę.
Na szczęście w rundzie wiosennej udało nam się już zmierzyć z Lechią/Olimpią Gdańsk i wtedy rywalizacja zakończyła się bezbramkowym remisem. W zespole z Gdańska występował Emmanuel Tetteh, który był jednym z lepszych napastników. Dostałem zadanie, które w tamtych czasach było normalnym rozwiązaniem taktycznym, żeby kryć go indywidualnie. Co ciekawe, w następnym sezonie Tetteh przeniósł się do IFK Göteborg, z którym Kolejorz mierzył się trzy lata później w pucharach i znów dostałem te same zadanie, także z tym zawodnikiem znałem się już dobrze.
Generalnie w sezonie 1995/1996 mieliśmy solidny skład, dobrzy piłkarze reprezentowali barwy Lecha Poznań. Takie nazwiska jak Krygier, Trzeciak, Remień, to były naprawdę znaczące persony, które często były transferowane za granicę albo na przykład do Widzewa Łódź, który wtedy występował w Lidze Mistrzów. Mnie samemu udało się wyjechać do Fortuny Düsseldorf, co było piłkarskim przeżyciem.
Organizacyjnie polska liga wyglądała słabo, ale z czasem szła do przodu i dziś już to jest wszystko uporządkowane, ale warto pamiętać, że bywało inaczej i takie sytuacje, niezręczne, miały czasem miejsce.
Zredagował: Miłosz Ciekalski
Zapisz się do newslettera