Aby znaleźć równie udany początek sezonu w wykonaniu lechitów, jak obecny, należy cofnąć się do roku 1992. To właśnie w rozpoczynającej się wtedy kampanii podopieczni ówczesnego trenera Henryka Apostela na początku rozgrywek zanotowali sześć zwycięstw, a niepokonani byli aż do piętnastej kolejki. - Zwycięstwa przychodziły nam łatwo, a one jeszcze bardziej nas napędzały – wspomina obrońca Kolejorza, Marek Rzepka.
Wspominając tamten sezon, po plecach przechodzą mi ciarki. Z perspektywy czasu wydaje się, że to było tak dawno. Początek kampanii 1992/93 był dla nas bardzo dobry. Zwycięstwa przychodziły nam łatwo, a przeciwnikom potrafiliśmy strzelić po trzy, jak i nie więcej goli. Oczywiście, zdarzały się trudniejsze momenty, jak choćby w spotkaniu przeciwko drużynie z Bytomia. Zdobyliśmy w nim tylko jedną bramkę, ale i tak dała nam ona zwycięstwo. Każde z nich napędzało nas jeszcze bardziej. Gra przychodziła nam z łatwością i sprawiała ogromną przyjemność. Potwierdzeniem tego jest Mistrzostwo Polski, które nie mogło być przypadkiem.
Wygraliśmy sześć pierwszych spotkań. Dopiero w siódmej kolejce Wisła zdołała urwać nam punkty i wywalczyła remis. Nie wytrąciło nas to z równowagi, ponieważ znaliśmy swoją wartość. Za falą zwycięstw idzie też fala pewności siebie. Zwykle, gdy wydarzy się coś niespodziewanego, negatywnego przychodzi załamanie. Nie było tak jednak w naszym przypadku. Wyciągnęliśmy wnioski i walczyliśmy dalej, czego dowodem były kolejne dobre wyniki, które osiągaliśmy.
Gdzie tkwił sekret naszej dyspozycji? W atmosferze, która panowała pomiędzy zawodnikami. Jeden wygrany mecz, drugi, trzeci… to musiało znaleźć swoje odbicie także w niej. Ona pozwoliła nam podchodzić do każdego kolejnego spotkania z dużą dozą optymizmu. Nie baliśmy się grać odważnie, ponieważ wiedzieliśmy, jaka siła w nas tkwi. Wszędzie, jechaliśmy, jak po swoje. U siebie broniliśmy tego, co nasze. To się czuje. Gdy dobrze przepracowujesz okres przygotowawczy, jesteś w formie, a drużyna oraz trener są w porządku, to musi się udać. Wyniki przychodzą wtedy same. I my to mieliśmy.
Gdy w szatni panuje taka atmosfera, nawet niewielkie potknięcie nie wytrąca drużyny z równowagi. Zdarzały się nam remisy. Wciąż jednak czuliśmy siłę i wzajemnie nakręcaliśmy się do dalszej pracy. Nasza seria trwała długo. Pierwszą porażkę ponieśliśmy dopiero pod koniec pierwszej części sezonu. To naturalne w każdym sporcie. Najważniejsze, aby takim potknięciem się nie przejmować. Należy z niego wyciągnąć odpowiednie wnioski i wykorzystać je w przyszłości. Myślę, że tak właśnie było w naszym przypadku.
Pod względem zmagań ligowych był to rok szczególny. Wiedzieliśmy, że gramy dobrze. Wiedzieliśmy, że damy rade. Wspominam ten czas z ogromnym uśmiechem. Szczególnie łatwość, z którą przechodziły nam kolejne zwycięstwa. Wygrana polepsza atmosferę. Atmosfera przekłada się na występ. Graliśmy swoje, najlepiej, jak potrafiliśmy. Bardzo przyjemnie to wyglądało, a nasz wysiłek został wynagrodzony. Byliśmy stabilną drużyną. Sezon 1992/93 można poniekąd zestawić z obecnym. Co prawda w tym przypadku zespół, wydaje się, cały czas w budowie, jednak podobnie jak my, ma bardzo dobry start w lidze. Mam nadzieję, że tę dyspozycję zawodnicy trenera Ivana Djurdjevicia zachowają do samego końca rozgrywek.
Zapisz się do newslettera