2 października 2018 roku mija dokładnie dziesięć lat od jednego z najbardziej emocjonujących meczów w historii Lecha Poznań. W rewanżowym spotkaniu pierwszej rundy Pucharu UEFA 08/09 Kolejorz podejmował przy Bułgarskiej Austrię Wiedeń i przed pierwszym gwizdkiem tego spotkania, nawet najwięksi fantaści, nie wymyśliliby scenariusza, który rozegrał się w ciągu pamiętnych stu dwudziestu minut gry.
To właśnie przez swoją dramaturgię, a nie pokonanie klasowego rywala, domowe spotkanie z Austrią Wiedeń na zawsze zapisało się złotymi zgłoskami w historii Lecha Poznań. Tak naprawdę, w oczach wielu kibiców i obserwatorów, Kolejorz był faworytem tego dwumeczu. Wystarczy przypomnieć, że w poprzedniej rundzie drużyna trenera Franciszka Smudy rozgromiła faworyzowany zespół Grasshopper Zurych. Jeżeli dodamy do tego fakt, że zamiast Austriaków niebiesko-biali mogli wylosować Deportivo La Coruna, Aston Villę albo Schalke Gelsenkirchen okazuje się, że rzeczywiście Lech nie był w tym dwumeczu na straconej pozycji. O klasie rywala świadczyło również to, że najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem tej drużyny był były lechita, Jacek Bąk.
I to właśnie wielokrotny reprezentant Polski był negatywnym bohaterem pierwszego meczu w Wiedniu. Trzeba przyznać, że Kolejorz zagrał tam poniżej swoich możliwości i dający duże szanse w rewanżu wynik 1:2, można było uznać jako szczęśliwy rezultat. Jednak to nie wynik, ani piękne gole, są najbardziej wspominane przez poznańskich kibiców, a zachowanie Jacka Bąka, który najpierw brutalnie faulował jednego z lechitów, a następnie uderzył Hernana Rengifo. Jedynie turecki sędzia Cuneyt Cakir, który dopiero rozpoczynał swoją bogatą karierę sędziowską, wie dlaczego polski obrońca nie zakończył pierwszego starcia między tymi drużynami z czerwoną kartką.
Mecz rewanżowy cieszył się w Poznaniu ogromnym zainteresowaniem i wszystkie bilety rozeszły się już w tygodniu poprzedzającym drugie starcie tych drużyn. Atmosferę przed spotkaniem podgrzał ponownie Jacek Bąk, który dzień przed meczem, w holu Hotelu Sheraton, wdał się w bardzo bezpośrednią dyskusję z napotkanymi tam kibicami. Jednak najważniejszy był aspekt czysto sportowy i tutaj także pojawiały się problemy, ponieważ trener Franciszek Smuda nie mógł w tym meczu skorzystać z dwóch kluczowych piłkarzy – Bartosza Bosackiego i Tomasza Bandrowskiego.
Spotkanie rozgrywane na stadionie przy ulicy Bułgarskiej rozpoczęło się o dosyć nietypowej godzinie, czyli 18:15. Zupełnie tak, jakby organizatorzy przewidzieli wydarzenia, które miały dopiero nadejść i dali kibicom możliwość dłuższego świętowania w środku tygodnia. Piłkarze Lecha od początku robili wszystko, żeby odrobić straty z pierwszego pojedynku. Udało się to już w dziesiątej minucie, kiedy to fatalny błąd popełnił obrońca Austrii Wiedeń. Za krótko podał piłkę do własnego bramkarza, futbolówkę przejął Hernan Rengifo, minął bezradnego golkipera i umieścił piłkę w pustej bramce. Po strzeleniu tego gola Kolejorz cały czas atakował, a Austriacy odpowiadali groźnymi stałymi fragmentami gry. Niebiesko-biali jeszcze przed przerwą zdobyli drugą bramkę, ale sędzia dopatrzył się w tej sytuacji wątpliwego faulu jednego z lechitów.
W drugich czterdziestu pięciu minutach obraz gry uległ zmianie. Zdecydowanie częściej do głosu zaczęli dochodzić goście, co przyniosło efekt na trzydzieści minut przed końcem spotkania. W polu karnym ręką zagrał Rafał Murawski, a rzut karny pewnie wykorzystał Milenko Ačimovič. W tym momencie w kolejnej rundzie była Austria Wiedeń, jednak drużyna trenera Smudy rozpoczęła huraganowe ataki na bramkę rywali. Z biegiem czasu licznie zgromadzeni kibice coraz bardziej zaczynali się obawiać o wynik, ponieważ im bliżej zakończenia spotkania, tym te ataki były coraz bardziej chaotyczne. Mimo wszystko, poznańska publiczność do końca mocno dopingowała swoją drużynę i przyniosło to skutek na pięć minut przed zakończeniem meczu. Nietypowo w roli dośrodkowującego znalazł się Manuel Arboleda, piłkę przedłużył Robert Lewandowski, a w sytuacji sam na sam z bramkarzem, skutecznie akcję wykończył Sławomir Peszko. Kolejorz powtórzył wynik Austriaków z pierwszego spotkania i oznaczało to dogrywkę.
Od początku tego dodatkowego czasu gry, Kolejorz chciał pokazać, że zrobi wszystko, żeby uniknąć serii rzutów karnych. Dało to efekt w 98 minucie, kiedy to świetnym strzałem zza pola karnego popisał się Lewandowski. W tym momencie niebiesko-biali byli w fazie grupowej Pucharu UEFA, jednak radość nie trwała długo. Już dwie minuty później Grzegorz Wojtkowiak nie upilnował w polu karnym Matthiasa Hattenbergera, który głową umieścił piłkę w siatce bramki strzeżonej przez Krzysztofa Kotorowskiego. Lech ponownie potrzebował do awansu jednego trafienia. Tuż przed zakończeniem pierwszej części dogrywki, z czerwoną kartką boisko opuścił jeden z gości i wszystko wskazywało na to, że kibiców czeka szalone piętnaście minut walki o awans.
W ciągu tego ostatniego kwadransa spotkania w polu karnym gości upadali Piotr Reiss oraz Sławomir Peszko, jednak w obu przypadkach sędzia z Cypru był niewzruszony. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się minimalnym zwycięstwem Lecha oraz odpadnięciem z europejskich pucharów, nadeszła 120 minuta i bramka, która na zawsze zapisała się w historii poznańskiego klubu. Wśród fanów Kolejorza na pewno znajdziemy liczne grono osób dla których symbolem tego trafienia jest telewizyjny komentarz w wykonaniu Michała Zawackiego.
"Sławomir Peszko… niezmordowany jest w tym meczu prawy pomocnik Lecha. Peszko, ładne dośrodkowanie…jeszcze Arboleda…będzie szansa! Murawski, gooool!"
Był to moment szaleństwa komentatora telewizyjnego, widzów przed ekranami telewizorów oraz przede wszystkim, kibiców zgromadzonych na trybunach stadionu przy ulicy Bułgarskiej. Dla każdego kto widział tę bramkę na żywo jest ona czymś niesamowitym i wielokrotnie kibice wymieniają ten moment jako najlepszy, jaki przeżyli na stadionie piłkarskim. Po kopnięciu piłki przez środkowego pomocnika Lecha, wiele głosów zostało utraconych i wiele osób tego wieczoru poczuło, dlaczego piłka nożna jest aż tak wyjątkowa.
Lech Poznań, dzięki bramce Rafała Murawskiego, awansował do fazy grupowej Pucharu UEFA i tam nadal kontynuował, cytując ponownie Michała Zawackiego, „złotą, polską jesień przy Bułgarskiej”.
02.10.2008 r.
Bramki: Hernan Rengifo (10’), Sławomir Peszko (85’), Robert Lewandowski (98’), Rafał Murawski (120’) - Milenko Ačimovič (62’ k.), Matthias Hattenberger (100’)
Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski – Grzegorz Wojtkowiak, Zlatko Tanevski (112’ Ivan Djurdjević), Manuel Arboleda, Jakub Wilk – Sławomir Peszko, Dimitrije Injac (84’ Piotr Reiss), Rafał Murawski, Semir Stilić – Robert Lewandowski, Hernan Rengifo
Austria Wiedeń: Szabolcs Sáfár – Joachim Standfest, Jacek Bąk, Franz Schiemer, Mario Majstorović – Emin Sulimani (69’ Thomas Krammer), Jocelyn Blanchard, Matthias Hattenberger, Milenko Ačimovič – Mario Bazina (107’ Michael Madl), Rubin Okotie (102’ Mamadou Diabang)
Zapisz się do newslettera