Na papierze Górnik Zabrze wydaje się być jednym z najwygodniejszym przeciwników dla Lecha Poznań w historii ligowych zmagań Kolejorza w XXI wieku. W 31 dotychczasowych spotkaniach obu klubów w ostatnich kilkunastu latach niebiesko-biali wygrywali aż dwadzieścia z nich, jedynie pięć razy schodząc z boiska pokonani. O historii rywalizacji lechitów z ekipą ze Śląska opowiada wieloletni dziennikarz "Gazety Wyborczej", Radosław Nawrot.
Już w latach 80-tych, kiedy Górnik był bardzo mocną drużyną, w Poznaniu mówiło się, że jest on dobrym rywalem dla Lecha, zwłaszcza w Zabrzu. Wydaje mi się, że taki mit wziął się od sytuacji w roku 1983, kiedy poznaniacy wygrywali pierwsze mistrzostwo Polski właśnie na tym obiekcie. Szczerze mówiąc, tamta porażka niespecjalnie zmartwiła kogokolwiek z tego zespołu, bo tamtejsi kibice cały czas pamiętali pomoc piłkarzy Kolejorza sprzed 25 lat w wywalczeniu przez górników tytułu. Wtedy to lechici byli najsłabszą drużyną w lidze, z której zresztą lecieli, a jednak wygrał z milicyjną Gwardią Koszalin 1:0 i to otworzyłu Górnikowi szansę w 1957 roku.
Gdybyśmy sobie prześledzili jednak wyniki z lat 80-tych, pamiętam również mecze przegrywane przez Kolejorza w Zabrzu wysoko. Było 0:5 w rozgrywkach 1984/85, było 0:3 dwa lata później. Byłem na tym drugim spotkaniu, za które Lech otrzymał w wyniku regulaminu punkt ujemny. Taki był przepis, że za porażkę różnicą trzech goli odejmowało się właśnie jedno "oczko". Staliśmy na niezadaszonym stadionie, lał potworny deszcz, byliśmy wszycy przemoczeni i patrzyliśmy na tę porażkę ze świadomością, że jeszcze zabiorą nam ten jeden punkt, co było bardzo przykre.
W XXI wieku Lech jest niewątpliwie lepszą drużyną od Górnika. Łączy ich jednak wiele, a przede wszystkim jest to tęsknota za pisaniem przez oba kluby historię polskiej piłki nożnej. Miały one swoje epoki, jak w latach 80-tych kiedy naprzemian przewodziły polskiej lidze. Nagle nastąpiło załamanie, łącznie ze spadkami z ligi, i teraz następuje powrót do świetności. Wśród kibiców obu ekip występuje chyba przeświadczenie, że odbili się oni od dna i teraz należy nawiązać do wspaniałej historii. Osobiście sam lubię ten klub ze Śląska, jego oryginalność, tradycyjność, swojskość, za to, że stanowi taką wizytówkę swojego regionu. Także w względzie przypomina mi on Lecha, bo ten też ma podobną charakterystykę.
Przypominam sobie z ostatnich lat dwa mecze w Zabrzu wygrane przez lechitów 3:0. Pierwszy z nich miał miejsce w kwietniu 2006 roku, jeszcze przed zmianami w Poznaniu. Ta wiosna wiązała się z pewnym rozprężeniem, oczekiwaniem na nowe rozdanie, na Franciszka Smudę nowych zawodników, ale także zakończeniem pewnego rozdziału. W składzie Reiss, Świerczewski, "Kotor", Telichowski, Marciniak, Zakrzewski, Wilk - takie "swojaki". Wywołuje to bez wątpienia nostalgię u kibiców w Poznaniu, którzy od zawsze najbardziej cenili chłopców z Wielkopolski.
Za drugim razem, po niemal dokładnie ośmiu latach, ponownie padł wynik 3:0 na korzyść lechitów. To była już zupełnie inna drużyna, zmieniło się wszystko, ale pozostało jedno, czyli osoba Krzysztofa Kotorowskiego. Z nim wiąże się ciekawa sprawa. Gdybyśmy poprosili kogoś, żeby wytypował dziesięciu najbardziej znanych piłkarzy Lecha ostatnich lat, nie wiem czy znalazłby się tam jakikolwiek bramkarz. Czy można przez to powiedzieć, że w Poznaniu brakowało dobrych golkiperów? Chyba niekoniecznie, po prostu nie budowali oni chyba jego historii.
Wyjątkiem od tej zasady jest właśnie "Kotor". To jest o tyle niesamowite, że nie wiem, czy był on świetnym bramkarzem. Bez wątpienia cechowała go solidność, wysokie umiejętności, ale przede wszystkim ogromne serducho. Nawet nie chodzi o to, ile czasu spędził w stolicy Wielkopolski, ale o to, jak się prezentował, jaki ładunek emocjonalny przynosiły dla niego te mecze w niebiesko-białej koszulce. To się tutaj od zawsze ceni najbardziej, gdy ktoś nie wyobraża sobie życia bez Kolejorza. On stanowi świetny symbol tego zjawiska, kończenie kariery w Poznaniu należy już do rzadkości, a przecież Krzysiek z klubem związał się po zawieszeniu butów na kołku. Przeżył w Lechu wiele, nie obrażał się, widział w Lechu wartość wyższą i każdy z piłkarzy grających tutaj różne momenty miał. On się wpisuje w ten klimat, w gruncie rzeczy łatał na przestrzeni lat dziury w bramce i udowodnił, że zaangażowanie i oddanie dla tych barw może pokonać każdą przeszkodę.
Zapisz się do newslettera