Dużymi krokami nadchodzi spotkanie Kolejorza z Jagiellonią Białystok. Ostatnio bilans przeciwko tej drużynie jest niekorzystny dla lechitów, ale my przeniesiemy się do czasów, kiedy Lech Poznań w jednym sezonie dwukrotnie wygrał z Jagiellonią aż 5:0 (1992/1993). O tamtych rozgrywkach opowie nam obecny członek sztabu szkoleniowego Kolejorza - Dariusz Skrzypczak.
To był bardzo ciekawy mecz, ten u nas. Jagiellonia była zespołem, który miał dużo młodych, wchodzących do składu zawodników, m.in. Marek Citko. Za to my mieliśmy bardzo doświadczony zespół, to była mistrzowska drużyna z sezonu 1992/1993. Graliśmy na jesień w Poznaniu, była wtedy piękna pogoda, przyszło wielu kibiców i Jaga prezentowała bardzo ofensywną piłkę. Jednak doświadczenie było po naszej stronie i mieliśmy też więcej jakości indywidualnej, tacy zawodnicy w składzie jak Juskowiak, Moskal, Araszkiewicz, dawali pewność siebie już przed meczem. Udało nam się szybko strzelić gola i poszliśmy za ciosem, skończyło się aż 5:0. Trzeba przyznać, że wtedy nam po prostu żarło, gdzie byśmy piłki nie kopnęli to wpadało. Pokonaliśmy ich aż taką różnicą bramek, nie dlatego, że Jagiellonia była taka słaba, tylko my byliśmy bardzo mocni, a oni nam pomogli, bo grali otwartą piłkę.
Rozmawiałem po jakimś czasie o tym pojedynku z Markiem Citko, który wtedy stawiał pierwsze kroki w dorosłym futbolu i powiedział, że miał wątpliwości, że ten fach jest dla niego, bo piłka wtedy tak szybko zmieniała miejsce, od prawej do lewej strony, że nie wiedział co się dzieje. Jeżeli taka różnica była pomiędzy nami, a jednym z najlepszych zespołów w Polsce, to chyba nie mam czego szukać w piłce zawodowej, tak właśnie powiedział Marek.
W rewanżu była taka sytuacja, że mieliśmy dobrą passe i to był taki moment, że zespół z Białegostoku znajdował się w dołku. Do końca nie wiedzieli, czy grać młodymi piłkarzami, czy trzymać się tej filozofii, a dodatkowo przed pojedynkiem z nami przegrali trzy, cztery mecze. Wiedzieliśmy o tym, że cierpliwością od samego początku, wytrwałością w dążeniu do celu ugramy korzystny rezultat. Jak zdobyliśmy pierwszą bramkę w 20 minucie to dość szybko gra przeciwnika się posypała i drugi raz w sezonie skończyło się 5:0.
To nie jedyna rywalizacja, kiedy wygrywaliśmy strzelając tyle goli w tamtym sezonie. Były takie mecze, kiedy z Iglopolem Dębica odnieśliśmy zwycięstwo 5:1 czy 5:0, z Hutnikiem Kraków, który myślał, że po porażce w pucharach będziemy załamani, a strzeliliśmy im siedem goli nie tracąc przy tym żadnego.
Staraliśmy się grać swoją piłkę w tamtym czasie, nie patrzyliśmy na inne zespoły tylko skupialiśmy się na swojej dyspozycji i my jako sportowcy nie zadawaliśmy sobie pytania, czy jesteśmy najlepsi, chcieliśmy udowodnić to na boisku, chcieliśmy zdobyć jak najwięcej punktów, żeby być mistrzami Polski. Sezon skończył się tak, że mieliśmy za mało "oczek", a to, że inni ludzie uznali, że ma być tak, a nie inaczej, za to już nie można mieć do nas pretensji. Ze swojej strony, jako piłkarze, chcieliśmy udowodnić, że jesteśmy najlepsi na boisku.
W sezonie 1992/1993 zespół z Podlasia spadł z ligi, ale na dzień dzisiejszy Jagiellonia Białystok jest w kompletnie innym miejscu. Ma trenera, który prowadzi ich już trzeci rok, co za tym idzie, Ireneusz Mamrot miał możliwość i czas na dokonanie odpowiednich transferów, budowanie tego zespołu. Teraz wyniki tej cierpliwości, kontynuacji planu dają znać o sobie, w tym sensie, że są stabilnym zespołem, coraz lepiej grają i to jest całkiem inna drużyna w porównaniu z tą z sezonu 1992/1993.
Zredagował: Miłosz Ciekalski
Zapisz się do newslettera