W czwartek, 27 września mija dokładnie czterdzieści lat od rozegrania rewanżowego meczu z niemieckim MSV Duisburg. Było to pierwsze domowe spotkanie Lecha Poznań w europejskich pucharach.
Dzięki bardzo dobrej postawie drużyny trenera Jerzego Kopy w sezonie 1977/78, Kolejorz w końcu mógł zadebiutować na arenie międzynarodowej. Poznańscy kibice, którzy od wielu lat musieli z zazdrością patrzeć na emocje, które przeżywali ich odpowiednicy ze Śląska, Krakowa czy Warszawy, w końcu mogli poczuć to samo. Jednak los nie był łaskawy dla niebiesko-białych i już w pierwszej rundzie Pucharu UEFA przydzielił Lechowi przeciwnika z silnej ligi niemieckiej, MSV Duisburg.
Mimo wszystko poznański zespół jechał do Niemiec Zachodnich w dobrych humorach i z nadziejami na sukces. Drużyna prezentowała niezłą formę, a poza tym dla wielu zawodników była to pierwsza okazja do zobaczenia na żywo innego świata zza "żelaznej kurtyny". Jednak już po tym spotkaniu było wiadomo, że pierwsza przygoda Kolejorza w europejskich pucharach zakończy się bardzo szybko. Drużyna Jerzego Kopy, pomimo dzielnej postawy w pierwszej połowie, przegrała ten mecz 0:5 i rewanż w Poznaniu miał być już tylko spotkaniem o honor.
Rewanżowy mecz rozgrywany był na stadionie im. 22 lipca, czyli na obiekcie poznańskiej Warty. W momencie kiedy zgłaszano ten stadion do europejskich pucharów, na pewno liczono na rekordową frekwencję. Jednak wynik pierwszego spotkania sprawił, że na trybunach pojawiło się zaledwie siedem tysięcy kibiców. Rezultat z Niemiec miał także wpływ na przebieg promocji tego meczu. W zbiorach kolekcjonerskich nie znajdziemy pamiątek związanych z tym spotkaniem, ponieważ nie zostały one w ogóle wyprodukowane.
Jedyną osobą, która wierzyła wtedy w awans poznańskiej drużyny był trener Kopa. Na domowy rewanż z Duisburgiem przygotował zaskakującą taktykę. Zdecydował się na wystawienie w ataku nominalnego środkowego obrońcy, Józefa Szewczyka. Jego podstawowym zadaniem miało być zgrywanie piłek do pozostałych atakujących. To nietypowe ustawienie miało zaskoczyć niemieckich rywali, ale jak się okazało po trzydziestu minutach prowadzili oni już 3:0 i wiadome już wtedy było, że bardzo trudno będzie w tym meczu o korzystny rezultat.
Wynik był o tyle zaskakujący, że Lech naprawdę rozgrywał dobre spotkanie w ofensywie. Tak tamte wydarzenia wspomina uczestnik tego spotkania, Piotr Mowlik. – Po meczu w Niemczech przekonaliśmy się w jaki sposób gra drużyna z Duisburga i w związku z tym w Poznaniu zagraliśmy bardzo ofensywnie. Patrząc statystycznie to mieliśmy w tym meczu ponad dwadzieścia rzutów rożnych i przez większość czasu byliśmy na połowie przeciwnika. Jednak oni nastawili się na grę z kontrataku i co chwila, któryś z niemieckich piłkarzy znajdował się w sytuacji sam na sam ze mną. My graliśmy, a oni zdobywali bramki. Po meczu rozmawialiśmy między sobą, że można było zagrać zdecydowanie bardziej defensywnie i skupić się na wygraniu 1:0 po jakiejś kontrze, ale tak się nie stało – mówi ówczesny bramkarz Lecha. Spotkanie w Poznaniu miało podobny przebieg jak to w Niemczech, a więc nie dziwi fakt, że ponownie najlepszym piłkarzem Kolejorza wybrany był właśnie Mowlik.
Jednak jeszcze przed przerwą spotkania padła pierwsza historyczna bramka dla Lecha w europejskich pucharach. Jej autorem był Jerzy Kasalik. Co ciekawe całą akcję zainicjował grający nie na swojej pozycji Szewczyk. Po przerwie obraz gry się nie zmienił. Niebiesko-biali atakowali, a bramki strzelali goście. Na kwadrans przed końcem spotkania lechici przegrywali już 1:5. Kilka minut później swoją debiutancką bramkę w europejskich pucharach zdobył Mirosław Okoński, ale pomimo tego, Kolejorz ponownie poniósł wysoką porażkę. W swoim debiucie w europejskich pucharach Lech Poznań przegrał w dwumeczu z niemieckim MSV Duisburg 2:10.
Po latach obserwatorzy tego spotkania zgadzają się w jednym. Był to mecz ogromnych paradoksów. Gazety podawały, że zawodnicy trenera Kopy stworzyli sobie w tym meczu prawie trzydzieści sytuacji bramkowych, a wykorzystali zaledwie dwie. Lech zagrał ambitnie i z polotem, ale nie wystarczyło to na dojrzałą i nad wyraz skuteczną drużynę z Niemiec. Kilka miesięcy później MSV dotarło aż do półfinału tej edycji Pucharu UEFA. Kibice z Poznania mogli zobaczyć, że ich ulubieńcy nie odpadli z byle jaką drużyną. Po tym nieprzyjemnym debiucie pozostało im czekać na pierwsze sukcesy ich klubu na arenie międzynarodowej.
27.09.1978
Bramki: Kasalik (34’), Okoński (83’) - Büssers (5’), Worm (22’, 73’), Fenten (30’), Buttgereit (72’)
Lech Poznań: Mowlik - Gut, Grześkowiak, Barczak - Szpakowski (33’ Z. Milewski), Kasalik, Justek, Skurczyński (69’ Napierała) - Chojnacki, J. Szewczyk, Okoński
MSV Duisburg: Schreiner - Fenten, Jakobs, Bregman (22’ Alhaus), Dietz - Fruck, Brocker, Büssers (67’ Buttgereit), Jara - Weber, Worm
Zapisz się do newslettera