W swoim piłkarskim życiu Rafał Ulatowski związany był z Trójmiastem zarówno w roli zawodnika Bałtyku Gdynia, jak i trenera najbliższego ligowego rywala Kolejorza, Lechii Gdańsk. Obecny dyrektor szkolenia Akademii Lecha Poznań opowiada dziś o historii tej ostatniej, jej powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej oraz podobieństwach i rożnicach pomiędzy oboma klubami.
Sukcesy w postaci Pucharu Polski czy Superpucharu z początku lat 80-tych oraz słynne mecze z Juventusem Turyn składały się na to, że kibice Lechii Gdańsk mogli rościć sobie prawo do tego, żeby ich klub liczył się na mapie Polski. Do tego czasu nie udało się jej już jednak nawiązać. Miały wpływ na to problemy natury finansowej oraz nieodpowiednie zarządzanie wartościami czy piłkarzami. To spowodowało, że na początku tego wieku Lechia zgłosiła wniosek o upadłość i rozpoczęła marsz na piłkarskie salony od szóstej ligi.
Swój okres pracy w Gdańsku, pod koniec 2011 roku, pamiętam jako sezon turbulencji. Właścicielem klubu był Andrzej Kuchar, przedsiębiorca z Wrocławia, a swojego czasu... trener reprezentacji Polski w koszykówce mężczyzn. Nie dość, że dobry biznesmen, to jeszcze czujący sport. Przychodziłem w miejsce Tomka Kafarskiego, którego zespół grał ładną ofensywną piłkę, robiła awanse do wyższych lig, zajmowała swego czasu wysokie miejsce w tabeli. Ja się załapałem na moment takiego zmęczenia materiału tej drużyny, podzielonej na dwie grupy i charakteryzującej się sporymi dysproporcjami: w zarobkach, językowymi, umiejętnościach piłkarskich.
To nie pozwalało tamtemu zespołowi grać na miarę oczekiwań jej kibiców. To był dla nich wyjątkowo ciężki czas, a zagraniczni zawodnicy nie przykładali wagi do tego, że Lechii grozi spadek. W tamtym sezonie i następnym zespół miał aż pięciu różnych trenerów. Po mnie przyszedł Paweł Janas, "Bobo" Kaczmarek, a następnie przyszedł Michał Probierz. Takie postępowanie działaczy nie jest możliwe do wytłumaczenia w sposób logiczny. Liczą oni na efekt nowej miotły, która działa przez krótki okres. Problemy tamtego klubu brały się jednak nie ze zmian kolejnych szkoleniowców, a piłkarzy, którzy przyjechali tam tylko zarobić pieniądze.
Jako Lech Poznań jesteśmy klubem wyjątkowym, jesteśmy Dumą Wielkopolski, w której rządzimy niepodzielnie, a mniejsze drużyny poniekąd na nas pracują, ale nie mogą z nami konkurować, znajdują się w innym miejscu na piłkarskiej mapie. Lechia ma naturalnego rywala, Arkę Gdynia, z którą toczy derbowe boje, a ta niechęć między kibicami obu zespołów wyczuwalna jest na każdym rogu Trójmiasta. Co łączy z kolei oba te zespoły? Olbrzymie ambicje kibiców, to widać chociażby w podejściu do spotkań w lidze: remis w takim meczu jest dla nich porażką.
Zapisz się do newslettera