Bramka Thomasa Rogne, powracającego do pierwszego składu Lecha Poznań, zaważyła na wyniku meczu w Szczecinie. To nie pierwsza taka sytuacja, gdy to właśnie gol obrońcy daje niebiesko-białym punkt w stolicy województwa zachodniopomorskiego.
39 dni - dokładnie tyle przyszło czekać 29-latkowi na kolejny występ w pierwszym zespole Kolejorza. We wrześniowym spotkaniu z Jagiellonią uraz zmusił go do przedwczesnego opuszczenia boiska. Niedawny powrót Norweg może zaliczyć jednak do udanych. W meczu z Resovią lechici, zachowując czyste konto, awansowali bowiem do kolejnej rundy krajowego pucharu, a w sobotnim starciu z Pogonią bramka defensora dała drużynie punkt.
Szczecin to miejsce na piłkarskiej mapie Polski, które w ostatnich latach wyjątkowo poznaniakom nie leży. Gra im się tam trudno, czego po raz kolejny byliśmy świadkami w sobotę. Niewiele brakowało, by zawodnicy ze stolicy Wielkopolski wracali do domu bez jakiejkolwiek zdobyczy. Przytomnie w polu karnym gospodarzy zachował się jednak Thomas Rogne, który wykorzystał dośrodkowane z rzutu rożnego Darko Jevticia, i tym samym wyrównał stan spotkania na niespełna kilka minut przed jego zakończeniem.
To drugi gol Thomasa Rogne w niebiesko-białych barwach. W ubiegłym sezonie zdobył on bowiem bramkę w spotkaniu z Jagiellonią rozgrywanym w Białymstoku (2:2).
- Sam moment strzelenia gola był bardzo fajny. Darko posłał dobrą piłkę z rzutu rożnego - mówi obrońca, który w Szczecinie wybiegł na boisko z opaską kapitana na ramieniu. - Naszym celem były jednak trzy punkty, a udało się zdobyć tylko jeden. Mam nadzieję, że w spotkaniu z Koroną, przy wsparciu naszych kibiców, będzie inaczej - dodaje.
To nie pierwsza taka sytuacja, gdy lechici wyszarpują Pogoni punkty na jej terenie w ostatnich minutach meczu. Na myśl nasuwa się choćby akcja Paulusa Arajuuriego, który w mistrzowskim sezonie 2014/15 w doliczonym czasie gry ruszył do przodu i zdołał pokonać golkipera szczecinian, dając zespołowi remis. Wynik 1:1 padł zresztą również rok temu, gdy "Portowcom" korzystny rezultat odebrała samobójcza bramka Kamila Drygasa.
Zapisz się do newslettera