Radosław Murawski rozegrał 90 minut przeciwko Spartakowi Trnawa (2:1) w trzeciej rundzie kwalifikacji Ligi Konferencji Europy. Nie ma także przeszkód, żeby środkowy pomocnik zagrał w rewanżu na Słowacji. W PKO BP Ekstraklasie czekają go jednak teraz dwa mecze pauzy po czerwonej kartce, jaką został ukarany podczas niedzielnej rywalizacji z Zagłębiem Lubin (1:1).
To było krótko po przerwie. Lechita wślizgiem próbował odebrać piłkę przeciwnikowi. Sędzia Damian Kos wyciągnął początkowo żółtą kartkę, ale kilkadziesiąt sekund później został wezwany do monitora przez arbitrów VAR. Po analizie zmienił decyzję i pokazał Murawskiemu czerwony kartonik. W środę przewinieniem zajęła się Komisja Ligi Ekstraklasy SA. Zawodnik złożył wyjaśnienia i zapadła decyzja o wymierzeniu dwóch spotkań kary. Obowiązują ona oczywiście tylko w lidze.
Oznacza to, że piłkarza zabraknie w starciach ze Śląskiem Wrocław oraz Górnikiem Zabrze.
- To, że zasłużoną czerwoną kartkę dostałem, to wszyscy wiedzą. Ja również o tym wiem. Pochylam głowę i ubolewam nad tym. Jest mi niesamowicie przykro, że taka sytuacja miała miejsce. To jest sport i tutaj czasami decydują ułamki sekund. Moja reakcja była taka, że chciałem przerwać kontrę i oczywiście wybić piłkę. Dziękować bogu, że nie zrobiłem krzywdy zawodnikowi Zagłębia i że nic mu się nie stało. Cóż, dwa mecze pauzy dostałem, apelowałem o niższy wymiar kary, bo uważam, że moim zamiarem nie było trafienie w przeciwnika, tylko w piłkę. Nie udało się i muszę się z tym pogodzić. To też dla mnie nauczka na przyszłość - komentuje Murawski.
Zapisz się do newslettera