W 80. minucie meczu Lech - Podbeskidzie doszło do groźnie wyglądającego zderzenia Karola Linettego i Richard Zajaca. Wbrew pozorom, trwająca kilka minut akcja sztabu medycznego została przeprowadzona bez zakłóceń i pod pełną kontrolą. O szczegółach opowiada Piotr Andrzejewski, koordynator medyczny Stadionu Miejskiego w Poznaniu.
Dlaczego karetka nie wjechała na murawę?
- Przede wszystkim nie było takiej potrzeby. Cały czas wiedzieliśmy co dzieje się z Karolem Linettym i mimo, że wyglądało to dramatycznie i wywołało sporo emocji, wiedzieliśmy, że przede wszystkim musimy zabezpieczyć ranę na jego głowie, co lekarze wykonali na boisku. Nie było potrzeby jak najszybszego transportu do szpitala. Karetka może wjechać na murawę nawet na przekór zaleceniom UEFA objętych regulacją Safety and Security, które obowiązują na naszym stadionie od EURO2012, ale gdy istnieją ku temu przesłanki.
Czy rzeczywiście zalecenia UEFA zakazują wjazdu karetek na murawę?
- Zalecenia UEFA to nie tylko zakaz wjazdu, ale cała dość złożona procedura działania m.in. dla służb medycznych. Jest koordynator medyczny, który dowodzi takimi akcjami, jest również lekarz boiska, który przejmuje odpowiedzialność za zawodnika na wniosek lekarza drużyny. I to on zastępuje de facto karetkę docierając do zawodnika szybciej niż ona. Tak stało się też w sobotnim meczu. O szczegółowe przesłanki regulacji UEFA trzeba zapytać UEFA. Warto pamiętać, że te regulacje obejmują również zalecenia dla klubów, aby posiadały na meczach defibrylator. Kilku piłkarzom ten sprzęt mógł w przeszłości uratować życie, więc dobrze, że UEFA wymusza takie rozwiązania.
Czy wjazd karetki na boisko nie pomógłby ocalić zdrowia Karola? To zderzenie wyglądało fatalnie..
- Absolutnie by nie pomógł. Karol był cały czas przytomny. Miał tylko ranę na głowie, która silnie krwawiła. Karetka stała tyłem do murawy, tak aby jak najszybciej mogła wyjechać ze stadionu.
Czyli nie było zagrożenia dla jego życia lub zdrowia?
- Nie było. Podkreślam, że lekarz boiska był cały czas ze mną w kontakcie i wiedzieliśmy, że stan poszkodowanego nie jest poważny. Zresztą godzinę po meczu Karol był już z powrotem z drużyną w szatni.
Dlaczego tak długo trwała akcja ratunkowa?
- Z zewnątrz może tak to wyglądało. Musieliśmy zabezpieczyć ranę głowy Karola. Nie było potrzeby, aby jak najszybciej zawieźć go do szpitala, bo na miejscu zatamowaliśmy krwawienie i upewniliśmy się, że nic mu nie grozi. Do szpitala pojechał przede wszystkim w celu przeprowadzenia badań.
Kto dowodził akcją ratunkową?
- Ja. Odpowiadam za akcje medyczne na Stadionie Miejskim. W razie potrzeby jestem w stałym kontakcie ze szpitalami i wszystkimi służbami na stadionie.
Czy bandy reklamowe nie przeszkadzają w akcji ratunkowej? Może trzeba je na stałe usunąć?
- Nie ma takiej potrzeby. Rozumiem zachowanie Krzysztofa Kotorowskiego, bo chodziło o jego kolegę z drużyny. Nie znał on danej sytuacji, ani procedur ratunkowych na stadionie. Co pewnie było błędem, bo gdyby wiedział, że nie działamy według zasad oby nic się nie stało, obyłoby się bez tylu negatywnych emocji, gwizdów kibiców. Teraz wiemy, że o procedurach ratunkowych muszą wiedzieć także piłkarze.
Jak powinni zachować się kibice?
- Kibice mogą być pewni, że na stadionie jest sztab doskonale przeszkolonych ludzi odpowiedzialnych za zdrowie piłkarzy, ale także kibiców. Na stadion przychodzi kilkadziesiąt tysięcy osób, którym też pomagamy, jak źle się poczują lub wymagają pomocy medycznej. Wywieranie presji na zespół medyczny gwizdami z pewnością nie pomogło, ale i tak lekarze i ratownicy zachowali spokój.
Zapisz się do newslettera