Andrzej Dawidziuk to od lat jeden z największych fachowców w Polsce pracujących z bramkarzami. Aktualnie pełni rolę trenera golkiperów w reprezentacji Polski. W trakcie swojej pracy miał okazję szkolić również Bartosz Mrozka z Lecha Poznań. - Kiedy tylko mogę, to staram się obserwować Bartka w trakcie meczów. Ma od jakiegoś czasu możliwość regularnych występów i widzę u niego progres, z każdym kolejnym spotkaniem jest coraz bardziej pewny siebie i swoich umiejętności - przyznaje.
Dawidziuk poznał Mrozka już jako bardzo młodego, zdolnego zawodnika. - W Bielsku kiedyś robiliśmy trening pokazowy w szkole trenerów. I sięgnąłem wówczas m.in. po Bartka, który pochodzi z Górnego Śląska. Stąd też mam doskonałe porównanie i widzę, jak rozwijał się w poszczególnych latach - mówi doświadczony szkoleniowiec, który doprowadził zresztą do sprowadzenia piłkarza do stolicy Wielkopolski. - Kiedy miałem przyjemność pracować w sztabie trenera Nenada Bjelicy, Bartek ćwiczył z pierwszym zespołem i pamiętam, że pojechał z nami na jeden z meczów ligowych, do Krakowa przeciwko Wiśle, usiadł tam na ławce rezerwowych. Oczywiście to było spowodowane problemami bardziej doświadczonego kolegi, ale dla niego jako nastolatka to było duże przeżycie - wspomina.
To było 2 kwietnia 2018 roku, Kolejorz wygrał wówczas przy Reymonta 3:1 po hat-tricku Christiana Gytkjaera. Dziś Dawidziuka już przy Bułgarskiej nie ma, ale mieszka w Poznaniu i odwiedza często stadion, stara się także śledzić poszczególne mecze. - Bartek to modelowy przykład kariery wychowanka Lecha. Najpierw wspinanie się po kolejnych szczeblach w klubowej Akademii, w międzyczasie treningi w pierwszej drużynie, a także wypożyczenia. Najpierw do klubu występującego w niższej klasie rozgrywkowej, również w I lidze, a potem także w Ekstraklasie. W ten sposób przeszedł całą drogę i uważam, że był w pełni gotowy, żeby wskoczyć do składu Kolejorza - opowiada trener, który obecnie pracuje w reprezentacji Polski.
Jak ocenia postawę swojego byłego gracza?
- Mam wrażenie, że tym meczem przy Łazienkowskiej przeciwko Legii zamknęliśmy pierwszy okres gry Bartka w Lechu. To był dla niego ważny egzamin i zdał go celująco. Wiemy, jak wyglądają spotkania tych dwóch klubów, są one mocno nacechowane emocjonalnie, trzeba być przygotowanym mentalnie do tego, żeby w nich wystąpić. I tutaj bez wątpienia młody bramkarz wytrzymał to, był cały czas skoncentrowany, wprowadzał spokój do gry drużyny. A do tego, kiedy trzeba było interweniować, to czynił to skutecznie i w dwóch sytuacjach uchronił Lecha przed stratą bramki – analizuje i dodaje: - Progres u Bartka jest widoczny gołym okiem. Widać, że z każdym kolejnym spotkaniem jest coraz bardziej pewny siebie i swoich umiejętności. W dwóch ostatnich spotkaniach zachował czyste konto, ale też żeby nie było wątpliwości - to nie jest tylko i wyłącznie jego zasługa, ale w ogóle całej defensywy, która zdecydowanie poprawiła się, a on jest jej elementem. Tak jak jego winą nie było to, że wcześniej niemal co mecz Kolejorz tracił bramki. Wpływała na to postawa całej drużyny.
Często eksperci używają porównania, że w Stali Mielec 23-latek miał sporo możliwości interwencji, więc był cały czas pod parą. W Lechu natomiast musi być skupiony, bo w trakcie 90 minut może mieć maksymalnie 2-3 strzały do obrony. - Wiadomo, że specyfika gry w czołowym polskim klubie jest nieco inna niż w ekipie, której głównym celem jest utrzymanie. Tutaj jednak ważnym elementem jest zarządzanie emocjami i koncentracją. Nie ma możliwości tego, żeby być w pełni skupionym przez pełne 90 minut, bo to wykończyłoby organizm. Jasne, w takiej Stali, kiedy musiał często interweniować, był cały czas pod prądem i nie miał nawet czasu myśleć o tym skupieniu się, bo organizm reagował na bieżące wydarzenia. Tutaj natomiast istotne jest to, żeby podchodził z otwartą głową i był odpowiednio przygotowany na te sytuacje, kiedy musi pomóc drużynie. I mam wrażenie, że tak właśnie jest. Jeśli chodzi o same umiejętności, to nie obawiam się w ogóle, bo Bartek je ma. Widać, że pomaga mu rywalizacja, bo jestem przekonany, że Filip Bednarek nie odpuszcza i chce udowodnić na treningach, że to jemu należy się miejsce między słupkami. I dobrze, bo to tylko ich napędza. A z tego co wiem, ta rywalizacja jest zdrowa i nie ma między nimi złej krwi - podsumowuje Dawidziuk.
Zapisz się do newslettera