Czy Lech Poznań ma realne szanse na mistrzostwo Polski w tym sezonie?
Mistrz, mistrz, Kolejorz - skandowali kibice Lecha Poznań zaledwie po dwóch meczach sezonu 2004/2005. Teraz marzeń o szóstym tytule nie wykrzykują. Tymczasem "Kolejorz" doszedł do punktu, w którym warto o tym porozmawiać.
Dziesiąta kolejka, którą właśnie rozegraliśmy to jedna trzecia sezonu. Jest to zatem okazja, aby podsumować dotychczasowy dorobek Lecha. 16 punktów i czwarte miejsce w tabeli, z zaledwie czterema punktami straty do lidera, Wisły Kraków - to lepiej niż można było zakładać. Budujące jest zwłaszcza to, że w ostatnich meczach Lech gra dobrze i bardzo skutecznie. Trener Franciszek Smuda zmienił system gry, zastosował wariant z dwoma defensywnymi pomocnikami i wprowadził Henry'ego Quinterosa. To uporządkowało środek pola i poprawiło grę Lecha w defensywie, która nadal popełnia błędy, ale nie mają już one tak katastrofalnych skutków, jak kilka kolejek temu. "Kolejorz" stracił dotąd 14 goli, z czego jednak tylko większość w pierwszych meczach sezonu. Od dwóch meczów zachowuje czyste konto.
Uszczelnienie bramki nie odbyło się przy tym kosztem gry ofensywnej. Lech nadal strzela bardzo dużo goli. 22 bramki po 10 kolejkach - to wynik niespotykany od 1998 r., gdy za trenera Adama Topolskiego poznaniacy nastrzelali ich jeszcze więcej. Wtedy - jak pamiętamy - wywalczyli w konsekwencji miejsce w europejskich pucharach. Jak będzie teraz?
Trener Smuda apeluje, by nie podbijać bębenka i nie napinać się za bardzo. - Zespół jest niekompletny, trwa jego budowa - mówi. Zgoda, ale nie może to i - na szczęście - nie stanowi alibi dla piłkarzy. - Ludzie cenią nas za to, ze nie odpuszczamy i gramy zawsze va banque - mówi Smuda. Va banque, to znaczy o pełną pulę. A pełną pulę w tym sezonie stanowi mistrzostwo Polski.
Czy zatem po jednej trzeciej sezonu można zaryzykować tezę, że Lech może zostać mistrzem Polski w sezonie 2006/2007? W euforii po tak efektownych wygranych, jak te z Górnikiem Łęczna i ŁKS Łódź nietrudno wykrzyczeć takie hasło (choć kibice Lecha, póki co, tego nie robią). Przypomnijmy, że nie tylko trener Smuda apelował o wstrzemięźliwość. Prezes Jacek Rutkowski, zapytany, co myśli o dacie 2009 jako realnym terminie mistrzostwa dla "Kolejorza", powiedział: - Budowa Lecha potrwa latami. Chciałbym, aby to było wcześniej. Przed następnym sezonem taki cel sobie na pewno postawimy, bo teraz o to trudno. Walczyć jednak będziemy, świadczy o tym choćby obecność trenera Smudy.
To właśnie szkoleniowiec znany z bezkompromisowej postawy, którą narzuca mu wrodzona niechęć do porażek.
Zdemolowany przez Lecha Górnik Łęczna nie jest dla poznaniaków żadną miarą ich możliwości. Takim papierkiem lakmusowym bardziej był już mecz z ŁKS Łódź. Trzeba jednak pamiętać o tym, że mimo wysokiego wyniku 4:0, przewaga Lecha nie była aż tak przytłaczająca. "Kolejorz" bezwzględnie wykorzystał okazje, które miał, a rywale - nie. Pytanie tylko: czy tak będzie zawsze?
Skoro zatem mecze z Łęczną i ŁKS mogą okazać się mylące, to na tle jakiego spotkania ocenić Lecha. Naszym zdaniem - na tle starcia z Wisłą Kraków, wciąż najpoważniejszym kandydatem do tytułu mistrzowskiego. To jest zespół, do którego równa Lech i to on stanowi idealne tło do oceny. Tymczasem w pojedynku z Wisłą Kraków poznański Lech nie wypadł już tak imponująco. Mimo remisu i nawet wyraźnego prowadzenia, ustępował Wiśle fizycznie i piłkarsko.
Czy to znaczy, że Wisła jest daleko przed "Kolejorzem"? Niekoniecznie. Pamiętajmy, że mecz z krakowskim zespołem wypadł, zanim trener Smuda przestawił drużynę na system 1-4-2-3-1 oraz zanim pojawił się w Poznaniu Henry Quinteros.
Krakowianie, którzy zagrali przy Bułgarskiej kapitalny mecz, mają jednak swoje problemy. Lech i inne drużyny marzące o tym, by wyprzedzić Wisłę, mogą skorzystać na tym, że drużyna Dragomira Okuki będzie przynajmniej do końca roku uwikłana w rywalizację o Puchar UEFA. Czy pogodzi ją z regularnym gromadzeniem punktów w ekstraklasie? Jest nadzieja, że "Kolejorz" nie straci dystansu do Wisły tej jesieni, a przecież już wiosną drużyna Smudy ma wyglądać lepiej - choćby po kolejnych transferach z Ameryki.
Pozostałej konkurencji Lech nie musi się bać. Mistrzowie Polski Legia Warszawa przechodzą przesilenie po zdobyciu tytułu, a Korona Kielce, GKS Bełchatów czy Zagłębie Lubin to nie są drużyny, od których ekipa Smudy miałaby się czuć gorsza. Zatem nieprzygotowanemu jeszcze do walki o mistrzostwo Lechowi pomóc mogą czynniki zewnętrzne.
Mówiąc żartem, niezależnie od wstrzemięźliwości do obecnego Lecha pasują idealnie słowa Wojciecha Siemiona z filmu "Filip z konopi": - Proszę pana, jeżeli się bierze udział w konkursie, trzeba się liczyć z najgorszym, tzn. że się wygra.
Słowem, Lech musi być już teraz przygotowany na to, że wiosną może zostać mistrzem kraju. I już zastanawiać się nad tym, jak ten ewentualny sukces skonsumować w kolejnym sezonie. Tak, aby nie pójść w ślady choćby Legii.