Co dalej z obroną Lecha?
- W przerwie zimowej będą trzy miesiące na to, żeby najsłabsze ogniwa się poprawiły, a jak tego nie zrobią, to trzeba je wymienić - mówi trener Lecha Poznań Franciszek Smuda.
O tym, że "Kolejorz" stracił wyrównującą bramkę z Arką Gdynia, przesądził - po raz kolejny w tym sezonie - błąd indywidualny w obronie. Po ładnej akcji gdynian Radosław Wróblewski zagrał piłkę pod bramkę Lecha, a tam było dwóch niepilnowanych graczy Arki. Damian Nawrocik tylko trącił piłkę, chcąc wbić ją piętą, a biegnący za nim Grzegorz Niciński zdobył gola. Jak widział to zdarzenie Marcin Kikut, który wyjątkowo grał w roli prawego obrońcy? - Bramka padła po akcji moją stroną, ale zabrakło wtedy asekuracji i zostałem z dwójką rywali. Poszedłem do środka, piłka trafiła do "Wróbelka", a ten miał czas i miejsce, by dokładnie dośrodkować - mówi Kikut. Pytany o tę akcję Rafał Murawski nie potrafił powiedzieć, kto powinien asekurować kolegę. A to przecież piłkarz powołany ostatnio do reprezentacji Polski jest w Lechu defensywnym pomocnikiem, który powinien łatać takie dziury.
To była akcja niemal identyczna z tą, która w poprzedniej kolejce dała 3 pkt Legii Warszawa z Lechem. Wtedy - przy dośrodkowaniu - zawinił Marcin Wasilewski, a potem koszmarnie pomylił się Grzegorz Wojtkowiak. Już przed meczem z Arką trener Franciszek Smuda mówił, że "piłkarze przestaną w końcu popełniać indywidualne błędy, a jeśli nie przestaną, to trzeba ich zastąpić nowymi". W piątek, po meczu powtórzył te słowa, podkreślając, że czasem na podjęcie takich decyzji będzie okres między rundami.
Czy jednak ta najprostsza metoda znalezienia winowajcy nie spłyca problemu? Zmieniają się przecież piłkarze (Kikut zastępujący Wasilewskiego), a błędy jak były, tak są i to w bliźniaczych akcjach. To jasne, że Lech, który gra tak bardzo ofensywnie, jest wręcz skazany na kontrataki rywala. Ale podobieństwo straconych goli musi zastanawiać. Każe podejrzewać, że pomyłki wynikają z błędów systemu gry. Przeciwnicy Lecha wiedzą już, że wystarczy zaatakować skrzydłem we dwóch, by stworzyć sobie przewagę. Gdy padnie stamtąd dobre dośrodkowanie, to poznaniacy są już w tarapatach, bo ruchliwi napastnicy w polu karnym łatwo uciekają parze stoperów Bartosz Bosacki - Marcin Drzymont.
Bez poprawy gry obronnej całej drużyny, ustalenia, kto za co i za kogo odpowiada w defensywie, trudno się spodziewać, że sprowadzenie zimą nawet kilku obrońców rozwiąże problemy Lecha. A wtedy cała ta gra w najsłabsze ogniwa, o której mówi trener Smuda, może potrwać do kolejnej przerwy - tym razem tej po sezonie.