Piłkarze Lecha Poznań do Brugii jechali z jednobramkową zaliczką z pierwszego spotkania. Poznaniacy nie mieli zamiaru ograniczać się tylko do defensywy, ale można było spodziewać się, że gospodarze mocno ruszą do ataków od pierwszej minuty i tak faktycznie się stało. Już w 15 minucie Belgowie byli bliscy objęcia prowadzenia, ale po uderzeniu Wesleya Soncka piłka trafiła w słupek. Chwilę później niezłą okazję miał Jonathan Blondel, ale fatalnie przestrzelił. Lechici atakowali rzadziej, bo jednak wyraźnie mniej zawodników brało udział w grze ofensywnej. Groźniej pod bramką Stijna Stijnena było głównie po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry. Właśnie po takim zagraniu w 35 minucie poznaniacy... strzelili gola. Mocno w światło bramki zacentrował Semir Stilić, a Stijnen przepuścił piłkę do siatki. Początkowo arbiter wskazał na środek, ale po chwili zmienił swoją decyzję twierdząc, że bramkarz gospodarzy był faulowany. Belg faktycznie zderzył się z Hernanem Rengifo tyle tylko, że Peruwiańczyk został wepchnięty na bramkarza przez jednego z rywali. Szczerze trzeba przyznać, że pierwsza połowa toczyła się pod dyktando gospodarzy, którzy jednak nie potrafili rozerwać defensywy Kolejorza.
Obraz gry nie zmienił się znacznie po przerwie. To Belgowie prowadzili grę, ale lechici częściej wychodzili z kontratakami. W 54 minucie Robert Lewandowski znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, ale Stijnen obronił jego uderzenie. Gospodarze atakowali znacznie częściej, ale ciężko było im stworzyć jakieś stuprocentowe sytuacje. Defensywa Kolejorza nie zawodziła aż do 80 minuty. Wtedy z 16 metrów uderzył Vadis, Grzegorz Kasprzik odbił piłkę przed siebie, do niej dopadł Sonck i z najbliższej odległości wyprowadził swój zespół na prowadzenie. W końcówce poznaniacy jeszcze starali się przycisnąć rywali, ale bramki nie udało się zdobyć i o wszystkim miała zadecydować dogrywka.
W niej więcej sytuacji stworzyli sobie lechici. W 105 minucie Rengifo znalazł się z piłką w polu karnym, ale Stijnen skrócił kąt i zdołał obronić uderzenie Lechity. Najczęściej w polu karnym rywali było jednak gorąco po dośrodkowaniach z rzutów rożnych. Właśnie w 116 minucie po wrzutce Ivana Djurdjevića silnie uderzył Bartosz Bosacki, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Chwilę później sędzia zakończył dogrywkę i zawodnicy przeszli do wykonywania rzutów karnych.
Niestety jedenastki bezbłędnie wykonywali Belgowie. Lechici pomylili się natomiast dwa razy. Najpierw w drugiej serii Djurdjević posłał piłkę ponad poprzeczką, a w ostatniej serii strzał Rengifo obronił Stijnen i poznaniacy musieli pożegnać się pucharami.
Club Brugge - Lech Poznań 1:0 (1:0, 0:0) - karne 4:3
Bramka: 79. Sonck (Brugge)
Żółte kartki: Vadis, Vargas, Blondel, Vermeulen, Klukovski - Arboleda, Bandrowski, Djurdjevic, Kikut
Sędziował: Allan Kelly (Irlandia)
Widzów: 26.000 (1.500 Lecha)
Club Brugge: Stijn Stijnen - Jorn Vermeulen, Jeroen Simaeys, Antolin Alcaraz, Michael Klukowski - Jonathan Blondel (89. Karel Geraerts), Vadis Odjidja-Ofoe, Nabil Dirar, Ronald Vargas (93. Mohamed Dahmane) - Wesley Sonck, Joseph Akpala (120. Daniel Chavez).
Lech Poznań: Grzegorz Kasprzik - Marcin Kikut, Manuel Arboleda, Bartosz Bosacki, Seweryn Gancarczyk - Dimitrije Injac (120. Gordan Golik), Tomasz Bandrowski, Semir Stilić (66. Jakub Wilk), Ivan Djurdjevic - Robert Lewandowski (116. Krzysztof Chrapek), Hernan Rengifo.
Zapisz się do newslettera