Czy po meczu z Wisłą Płock nadal pan czuje potrzebę wzmacniania składu?
Zwycięstwo w meczu, w którym przegrywa się 0:2, by ostatecznie wygrać 3:2, buduje więź w drużynie. Zawodnikom dodaje wiary i skrzydeł, ale to nie zmienia faktu, że wszyscy, którzy chcą widzieć Lecha wysoko w tabeli, muszą zachować spokój i cierpliwość. Jak nie pozyskamy do końca sierpnia żadnego zawodnika, to nie będzie tragedii. Nie jest jednak też tak, że wygraliśmy jeden mecz i Smuda stracił zapał do szukania wzmocnień.
Łatwo się domyślić, że wciąż jest pan odporny na składanie deklaracji i stawianie konkretnych celów przed drużyną. Dobry początek rozgrywek mógłby jednak przyspieszyć budowę drużyny z wielkimi aspiracjami?
Z ocenianiem własnego zespołu i rywali wolałbym się wstrzymać. Po jednej kolejce trudno wyrokować, czy komuś skończy się energia za tydzień czy może za miesiąc. My nie stawiamy sobie konkretnych celów. One się mają urodzić w trakcie ligowych spotkań. Nie lubię jak przed sezonem działacze obiecują złote góry i niepotrzebnie tylko wywierają presję na zawodników i rozbudzają oczekiwania wśród kibiców. Na szczęście w Poznaniu tak nie jest.
Nie chce więc pan obiecać kolejnych trzech punktów na stadionie Zagłębia Lubin, które niespecjalnie pana zatrzymywało po udanym sezonie?
Gwarancję to można dostać na telewizor, ale nie na wygraną w Lubinie albo gdziekolwiek indziej. Ja jedynie mogę obiecać, że moi piłkarze będą walczyli od pierwszej do ostatniej minuty, co zresztą pokazali już w niedzielnym pojedynku. O ich zaangażowanie jestem dużo bardziej spokojny niż o końcowy rezultat.
Nie był pan w gronie zwolenników wyboru Leo Beenhakkera na stanowisko selekcjonera reprezentacji. Czyżby nie wierzył pan w jego fachowość?
W tym przypadku nie chodzi o warsztat trenera i jego dorobek. Nie zna naszej mentalności, organizacji pracy i przede wszystkim nie zna naszego języka. Nie będzie więc mu łatwo dotrzeć do piłkarzy, a co za tym idzie zrobić z nimi wynik na miarę oczekiwań. Jedno jest pewne - musi postawić na sprawdzonych graczy. Nie ma innego wyjścia. Musi się oprzeć na rutyniarzach, bo każdy inny wariant to byłoby z jego strony sportowe samobójstwo.
Działacze są przekonani, że holenderski trener doprowadzi reprezentację do pierwszego awansu do finałów ME. Może jednak łatwiej o sukces byłoby z trenerem Smudą...
Teraz to ja o kadrze za bardzo nie myślę, ale nie ukrywam, że wciąż jest to dla mnie niespełnione wyzwanie. Na pewno byłoby mi łatwiej niż Beenhakkerowi. Znam wszystkich zawodników, ich sposób pracy i ich przyzwyczajenia. Nie przekreślam jednak szans Holendra. Jak jest nowa miotła, to jest też podwójna motywacja do pracy. Piłkarze na pewno będą się starać, ale co z tego wyniknie, przekonamy się dopiero za kilka miesięcy.
Zapisz się do newslettera