Latem 2009 roku nastąpiła w Lechu Poznań zmiana trenera - Franciszka Smudę po trzech latach zastąpił Jacek Zieliński, który miał niesamowity start. Dwa pierwsze mecze ligowe wygrał niezwykle efektownie, w tym 5:0 w Kielcach przeciwko Koronie. To był wstęp do uwieńczonej sukcesem walki o mistrzostwo Polski.
Kolejorz rozpoczął sezon 2009/2010 od wywalczenia Superpucharu, w którym pokonał po rzutach karnych Wisłę Kraków. Potem było efektowne wyjazdowe 6:1 z FK Haugesund w eliminacjach Ligi Europy. I na tym nie koniec, bo w pierwszej ligowej kolejce Niebiesko-Biali ograli w Gliwicach Piasta 3:1. Tydzień później pojechali do Kielc, choć w międzyczasie przegrali we Wronkach rewanż z Norwegami 1:2. Tym się jednak nikt nie przejmował, bo awans mieli w kieszeni już wcześniej.
Zainteresowanie spotkaniem, które odbyło się 9 sierpnia 2009, było niesamowite. Dość powiedzieć, że kasy stadionu Korony zostały zamknięte w dniu rywalizacji rano. Pod bramami kręciło się sporo osób, które liczyło na zdobycie wejściówki i dostanie się w ostatniej chwili. Padła wtedy historycznie najwyższa frekwencja na meczu obu klubów w Kielcach - 15,5 tys. Wynikała z wyśmienitego startu gospodarzy, którzy tydzień wcześniej ograli Polonię Warszawa 4:0.
Początek był pechowy dla kielczan, bo już w 3. minucie Łukasz Nawotczyński wpakował piłkę do własnej bramki. Nieco kwadrans później wynik podwyższył Sławomir Peszko, który sam podkreślał w wywiadach, że u trenera Zielińskiego ma więcej swobody w ataku niż u Franciszka Smudy i z tego wynika to, że stał się bardziej skuteczny. Korona starała się odgryzać, najlepszą okazję miał Krzysztof Gajtkowski, czyli były napastnik Kolejorza. - Z lepszym zespołem w tej lidze już nie zagramy - w takim tonie wypowiadał się po końcowym gwizdku, kiedy musiał schodzić z boiska z wynikiem 0:5.
Po zmianie stron bowiem lechici już bawili się na murawie. Trzecią bramkę zdobył Jakub Wilk, a potem dwa razy trafił Robert Lewandowski, w tym raz niezwykle efektownie, kiedy odwrócił się z piłką przy nodze w stronę bramki, po czym zewnętrzną częścią stopy kopnął nie do obrony pod poprzeczkę.
Nigdy wcześniej ani nigdy później otwarcie sezonu nie było tak efektowne w wykonaniu Lecha. Owszem, dwa zwycięstwa ligowe zdarzały się, ale nie było tak efektownego bilans bramkowego, czyli 8-1. Tutaj jest to tym bardziej godne podkreślenia, że rozgrywki rozpoczęły się od dwóch wyjazdów. Lechici śrubowali wtedy także passę meczów bez porażki. Od października 2008 r., gdy pokonał go Ruch Chorzów, minęły w tym momencie już 23 spotkania. I licznik zresztą wtedy się zatrzymał, bo przyszły od razu dwie kolejne porażki - z Polonią Warszawa 2:4 oraz Cracovią 0:1. To postawiło pod znakiem zapytania walkę o mistrzostwo Polski, ale Niebiesko-Biali szybko do niej wrócili i wiosną świętowali swój szósty tytuł mistrza kraju.
Zapisz się do newslettera