Jaka jest rola trenera mentalnego w nowym sztabie Lecha Poznań? Jak wyglądają jego spotkania z zawodnikami? Czy piłkarze Kolejorza pozytywnie reagują na taką możliwość? Jak można przyrównać Filipa Marchwińskiego do Dawida Kownackiego? O tym wszystkim porozmawialiśmy z członkiem sztabu szkoleniowego trenera Adama Nawałki, Pawłem Frelikiem.
Czy uważa trener, że praca w Lechu jest najtrudniejszym wyzwaniem w pana dotychczasowej karierze zawodowej? Trafia pan na grupę ludzi, którzy mają w głowie bagaż doświadczeń związanych z końcówką poprzedniego sezonu i kryzysem w trakcie obecnych rozgrywek.
- Patrzę przede wszystkim na to co jest przed nami i jaki jest stan świadomości piłkarzy. Co potrafią pod kątem mentalnym już w tym momencie i jaki mają swój sposób myślenia. Pracuję na tych zasobach, które mam. Jednak jeżeli chodzi o wyzwanie to tak, Lech jest największym klubem, w którym do tej pory przyszło mi pracować. Natomiast czy pracuję z zawodnikami grającymi w mocnych ligach zagranicznych, czy jest to polska ekstraklasa to przede wszystkim mam do czynienia z ludźmi, którzy nie byliby w danym miejscu gdyby nie mieli mentalnych podstaw do tego. Jednak u każdego są rezerwy i nie każdy z nich pracował z psychologiem lub trenerem mentalnym. A nawet jeżeli część pracowała to moje metody różnią się i jestem w stanie zaproponować im wiele ciekawych rozwiązań, do których już się przekonują. Tak jak trener Nawałka powiedział na pierwszej konferencji prasowej, najpierw miałem spotkanie z całym zespołem, ale teraz są one już indywidualne i dla chętnych. Bardzo duża część drużyny już korzysta z tego, bo przekonali się po pierwszej sesji, że jest to pożyteczne dla nich i mogą dzięki temu lepiej funkcjonować na boisku treningowym oraz w meczu.
Gdyby miał pan wyjaśnić osobie, która w ogóle nie wie po co jest trener mentalny przy drużynie piłkarskiej, to w jaki sposób opisałby pan swoją rolę w zespole?
- Dla osób ze środowiska trening mentalny jest czymś znanym i naturalnym. Nie trzeba go definiować. Jestem przekonany, że jest tak samo w przypadku wielu kibiców. Jest wiele osób, które działają w biznesie i szkolenia, coaching, rozwój osobisty są dla nich czymś normalnym. Wiedzą "z czym to się je". Chciałbym zacząć od tego czym nie jest trening mentalny. Nie jest to tzw. "pompka", nie polega tylko na motywacji i nakręcaniu zawodników. Natomiast jest to dobór jak najprostszych i jak najlepszych ćwiczeń mających optymalny wpływ na głowę, tak żeby to ona zarządzała ciałem. Piłkarze pod kątem fizycznym, technicznym i taktycznym wykonują bardzo ciężką pracę, a w dniu meczowym następuje sprzedaż i pokazanie tego wszystkiego kibicom. Zawodnik musi posiadać odpowiednie klucze do tych "drzwi". Tak samo jest z jedzeniem. Może być ono zdrowe oraz niekoniecznie i potrafimy to odróżnić. Tak samo ja pomagam odróżnić piłkarzom, które słowa i który sposób myślenia są niezdrowe i są gorsze dla nich.
Wspomniał trener o tym, że zawodnicy Kolejorza z własnej woli uczestniczą w spotkaniach indywidualnych. Ale czy może zdarzyć się taka sytuacja, że wy, jako sztab, będziecie sugerowali komuś, że potrzebuje pracy bezpośrednio z panem?
- Podczas spotkań sztabu rozmawiamy i chcemy pozytywnie oraz konstruktywnie wpływać na zespół. Jednym z naszych celów jest wspieranie zawodników oraz edukowanie ich. Oczywiście cały czas bazujemy na zasobach, które piłkarze już posiadają. Jeżeli będziemy widzieli, że dany zawodnik ma rezerwy i nie pracuje optymalnie, a ja będę miał konkretne narzędzie, którym będę mógł mu pomóc to wtedy zaproszę go na spotkanie ze mną. Ale jeżeli zawodnik nadal nie będzie chciał, to nie mamy zamiaru zmieniać kogoś na siłę. Dla mnie, jako trenera mentalnego z dużym doświadczeniem, bardzo ważne jest to, żeby trafić przynajmniej do 50-70% zespołu. To jest już bardzo dużo. Jeżeli obecnie przychodzi kilkunastu piłkarzy, w różnym wieku i z różnym doświadczeniem, to jestem zadowolony. Są tam zawodnicy kluczowi dla Lecha, są ci dopiero pukający do pierwszej jedenastki, ale przychodzą także ci, którzy są na skraju osiemnastki meczowej i trybun. Pracuję przede wszystkim z tymi, którzy chcą.
Czy wśród zawodników, z którymi pan już pracował zdarzają się tacy, którzy doceniają to, że pojawiła się w klubie możliwość pracy z trenerem mentalnym?
- Po pierwsze piłkarze, którzy przeszli do pierwszego zespołu z Akademii Lecha doświadczyli już treningu mentalnego z Pauliną Jurgą i Karoliną Chlebosz. Po drugie, jedną z bardzo ważnych zasad, którą wprowadziliśmy, jest to, że możemy pracować „płytko”, czyli skupiać się m.in. na koncentracji w treningu, decyzyjności na boisku, optymalnej realizacji określonych zadań, zaufaniu do swoich umiejętności lub przekraczaniu swoich granic. Piłkarze bardzo to doceniają. Nie ma co rozmawiać o tym czy piłkarze żałują tego, że wcześniej nie mieli takiej możliwości. Pracuję też nad tym, żeby zawodnicy wykorzystywali każdy dzień, tydzień i miesiąc, ponieważ czas w karierze piłkarza bardzo szybko płynie. Dla kibica, za chwilę przyjdzie następny piłkarz, a oni mają swoje rodziny, mają swoje marzenia i mają ten krótki czas, który powinni maksymalnie wykorzystać. Tutaj pojawia się kolejna rola moich rozmów z nimi, żeby przyspieszyć dojście do pewnych wniosków i wypracowanie odpowiedniej świadomości lub zweryfikowanie już posiadanej. Każdy z nas do tego dochodzi, ale każdy w innym wieku i nasuwa się pytanie czy w wielu przypadkach nie jest to za późno. Moją rolą jest taka praca z zawodnikiem, żeby był on optymalnie pożyteczny dla zespołu i żeby w jak największym stopniu pokazywał na boisku to na co go stać, a w niektórych przypadkach nawet więcej.
Czy jako trenerowi mentalnemu lepiej pracuje się panu w przypadku rozwijania różnych aspektów u młodych zawodników czy w przypadku korygowania tych elementów u tych bardziej doświadczonych?
- Mam swoje narzędzia, a na sesji mam przed sobą człowieka, którego chcę przekonać, pozytywnie „zarazić”, ale przede wszystkim wyposażyć w efektywne strategie myślenia. Nie jest ważne czy są one dodawane, czy korygowane. Najważniejsze jest to, żeby osiągnąć cel oraz żebyśmy otrzymali zawodnika skutecznego i powtarzalnego w swoich działaniach. Piłkarz powinien potrafić dokonywać korekt w trakcie spotkania, a trudne sytuacje nie mogą go blokować lub ograniczać. Z jednej strony, łatwiej pracuje się z młodymi zawodnikami, bo dla mnie jest to „biała kartka” bez tylu porażek, trenerów i bez aż takiej odpowiedzialności i presji, jak u starszych. Jednak równocześnie ich zbroja jest cieńsza i taki piłkarz może być mniej odporny na te wszystkie bodźce. Aczkolwiek, zdarza się, że więcej energii i zaangażowania kosztuje mnie sesja z osiemnastolatkiem, niż z piłkarzem powyżej trzydziestego roku życia. Może mieć na to wpływ pokora oraz upływający czas i świadomość, że nie zostało go wiele do końca kariery. U młodszych graczy jest większa pewność siebie i większe przekonanie, że „świat leży u ich stóp”. W Lechu mam cały przekrój wiekowy i najważniejsze jest to, żeby zawodnik z danej sesji wyniósł konkret, który będzie w stanie wdrożyć w trening, a następnie w mecz.
Sesja zapewne odbywa się na zasadzie dyskusji, ale czy zdarza się, że kłóci się pan z piłkarzem?
- Każda sesja, każda historia piłkarza, z którym pracuję jest ciekawa na swój sposób. Bardzo ich za to szanuję ale równocześnie wymagam. Podczas sesji potrafią paść ostre słowa i czasami trzeba w ten sposób pobudzić danego zawodnika.
Ilu trenerów mentalnych pracuje obecnie na stałe w klubach ekstraklasy?
- Praca w obszarze mentalnym jest bardzo wymagająca pracą i w ekstraklasie, w sztabach szkoleniowych, nie znajdziemy zbyt wielu fachowców. Z tego co się orientuję, to na stałe trenerzy mentalni pracują w dwóch klubach, z czego Lech jest jednym z nich. Wszyscy powtarzają jak ważna jest w piłce nożnej głowa, a na dzień dzisiejszy, na najwyższym szczeblu, mamy tylko dwóch specjalistów od niej.
W przeszłości pracował pan z kilkoma byłymi lechitami i wśród nich jest m.in. Dawid Kownacki. Na jakim etapie jego kariery rozpoczęła się ta współpraca?
- Jak jeszcze grał w Poznaniu. Miał wtedy siedemnaście lat.
Przykład Kownasia można przenieść na Filipa Marchwińskiego, który również w bardzo młodym wieku zaczyna wchodzić do pierwszej drużyny. Zresztą, sam Dawid ostrzegł na twitterze Filipa przed drogą, którą on poszedł jako piłkarz stawiający pierwsze kroki w dorosłej piłce. Czy z pana punktu widzenia jest to ciekawy przypadek, ponieważ to pan wie najlepiej gdzie i kiedy błędy popełnił Dawid Kownacki?
- Ja na historię Dawida patrzę poprzez dzisiejszy efekty. W młodym wieku jest już w bardzo silnej lidze, gdzie jest bardzo duża konkurencja. Czasami gra więcej, czasami mniej, ale jego kariera w klubie dobrze się rozwija. Następnie przyjeżdża na reprezentację młodzieżową i jest wiodącą postacią. Nie ma takiej możliwości, żeby w wymagających ligach przejść przez nie suchą nogą, bez żadnych problemów. Błędy, które pojawiły się w trakcie kariery Dawida są jednym, ale te dobre rzeczy i to gdzie teraz gra są o wiele ważniejsze. Błędy są nieuniknione, dużo ważniejszą rzeczą jest jak piłkarz na nie reaguje i jakie korekty wprowadza w swoich decyzjach oraz w swoim sposobie bycia.
Tym bardziej w przypadku młodych ludzi?
- Jak najbardziej. Często od moich znajomych słyszę krytykę młodych zawodników, wtedy pytam się, jak oni by się zachowywali mając ok. osiemnastu lat, mając takie pieniądze i oczywistą presję, a równocześnie w ogóle nie będąc do tego przygotowanymi? Kandydaci na piłkarzy nie mają zajęć z finansów i inwestycji, nie są nauczeni tego jak obracać się w środowisku swoich rówieśników mając status piłkarza. Jest bardzo wiele czynników wpływających na to czy ktoś się przebije przez tę piłkarską dżunglę. Dlatego należy się olbrzymi szacunek dla tych, którzy wychowywali Dawida w Akademii, klubie oraz oczywiście dla jego najbliższych i dla niego samego. Wracając do Filipa. Widać u niego wiele bardzo dobrych cech, na których można jeszcze wiele dobrego zbudować. Trzeba go rozwijać, trzeba go edukować, trzeba go obserwować, trzeba go chronić, dużo z nim rozmawiać i uświadamiać. To jest proces, który będzie trwał. W tych sprawach nie ma szablonów i każdy człowiek jest inny.
Jeżeli pracuje pan z danym zawodnikiem, a następnie ten piłkarz podnosi się i zaczyna odnosić sukcesy, to pojawia się u pana radość z pomocy oraz dołożenia cegiełki do tego sukcesu?
- To nie jest najistotniejsze czy mój udział to jest 5% czy 50%. Istotne jest to, że ci ludzie, którzy ze mną pracują, w jak najlepszy sposób pożytkują swój czas i w jak najlepszy sposób wykorzystują swoje kariery. Sam byłem sportowcem, biegałem na 400 metrów i uprawiałem piłkę ręczną. Mi zabrakło takiej osoby, która byłaby moim mentorem, nazwałaby dla mnie pewne rzeczy i przyspieszyłaby uświadomienie sobie pewnych spraw. Dlatego też wykonuję swój zawód.
Ma pan takiego zawodnika, którego postawiłby jako przykład, w przypadku którego praca pod kątem mentalnym doprowadziła do jego sukcesu sportowego?
- Dobrym przykładem jest Kamil Grosicki, który sam wielokrotnie mówi o tym w mediach. Pracujemy razem już od pięciu lat. Środowisko piłkarskie docenia jego metamorfozę na przestrzeni ostatnich lat. Często po odniesieniu sukcesu gratuluję zawodnikom tego, że wdrożyli to, czego ja próbowałem ich nauczyć i wskazać im drogę. Koniec końców jest to ich indywidualna praca. Kamil jest jednym z wielu przykładów i cieszę się, że praca z trenerem mentalnym staje się dla piłkarzy czymś normalnym i nagłaśnianym. Dzięki temu jest łatwiej dla całego środowiska psychologów i trenerów mentalnych. Oczywiście, tak jak w każdej dziedzinie życia, później następuje weryfikacja, czy ktoś jest skuteczny, czy nie. Jest to wymagający zawód i trzeba prezentować odpowiedni poziom, żeby przekonać do siebie zawodników.
Zapisz się do newslettera