Funkcję koordynatora przygotowania motorycznego Akademii Lecha Poznań pełni od niedawna Brandon Moran. We wcześniejszych latach Amerykanin pracował w rodzimym Seattle Sounders FC na najwyższym krajowym poziomie, Major League Soccer. Jest specjalistą w zakresie treningu i ludzkiej wydajności, a swoje doświadczenie nabywał jako zawodnik, trener oraz członek sztabów szkoleniowych. W rozmowie ze stroną oficjalną opowiedział o swojej roli, filozofii oraz początkach w Kolejorzu.
Przed jakimi najpilniejszymi zadaniami staje pan obejmując swoje stanowisko w Akademii Lecha Poznań?
- Na początek na pewno skupię się na nawiązaniu odpowiedniej komunikacji ze sztabami szkoleniowymi poszczególnych drużyn. Żeby móc wprowadzać swoje pomysły czy metodologię oraz ujednolicić pewne procesy, potrzebujesz relacji opartych na wzajemnym zaufaniu. To zajmie oczywiście trochę czasu, ale dla mnie najważniejszy jest ten wspólny mianownik, czyli miłość do futbolu, która cechuje każdego z nas. Zależy mi na tym, by trenerzy czuli komfort w kontaktach ze mną, dzięki temu pozostając otwartymi i chętnie podejmującymi inicjatywę.
Zgaduję, że te pierwsze dni w Polsce są bardzo intensywne, a na głowie ma pan jeszcze sporo spraw związanych z przeprowadzką i adaptacją w nowym środowisku.
- Wszystko zachodzi bardzo płynnie, bo ludzie tutaj są bardzo pomocni. Charakteryzuje ich otwartość i gościnność, to naprawdę wiele znaczy już na samym starcie. Mam poczucie, że wszyscy chcemy iść w jednym kierunku, co z miejsca daje dużo pozytywnej motywacji do pracy. Mamy te same cele, mogę to stwierdzić już po kilku dniach spędzonych w klubie.
Odpowiadać pan będzie między innymi za unifikację procesów związanych z przygotowaniem motorycznym w akademii. Posiada pan jednak także niemałe doświadczenie z nadzorowania rozwoju indywidualnego zawodników, ze szczególnym uwzględnieniem tych wchodzących do seniorskiej piłki. Ta wiedza również okaże się bezcenna w Lechu?
- Rozwój zawodnika to bardzo szeroki termin. W tej dziedzinie zaczyna się on od odpowiedniego zrozumienia fundamentalnych zasad piłki przez trenerów przygotowania motorycznego. Oni starają się nie tylko wytyczać pewien kierunek pracy piłkarza, ale także ich uczyć. Równolegle przygotowanie fizyczne musi korespondować ze sposobem gry wyznawanym w akademii oraz danej drużynie. Oba obszary pozostają siłą rzeczy od siebie odrębne, to w końcu różne zagadnienia, ale przenikają się ze sobą każdego dnia. Wszelkie aktywności podejmowane przez danego zawodnika na boisku podczas treningu czy meczu, ich zachowania, intensywność biegania, ruchy, przestrzeń, po której się poruszają są ściśle związane z przygotowaniem motorycznym. Należy więc zrozumieć, w jaki sposób te działania wpływają na jego organizm.
To wszystko dzieje się na murawie. Poza nią rozgrywa się jednak druga, równie istotna część pracy, oparta na analizowaniu wielu danych. To klucz dla działań badawczych - w jaki sposób zarządzasz danymi, organizujesz i przedstawiasz je, opowiadasz przy ich wykorzystaniu pewną historię, do której może ustosunkować się później trener.
Kiedy w pana kraju powyższe zagadnienie zyskało na znaczeniu? W którym momencie zaczęły powstawać w klubach działy badawcze i po jakim czasie ich praca przynosiła zamierzone efekty?
- Pracowałem w Seattle Sounders blisko dziesięć lat, a oceniałbym, że około sześć z nich zajęło nam dojście do momentu, w którym uznawaliśmy stworzony przez nas system za wydajny. Brało się to z kilku czynników, bo w moim odczuciu nie musi to aż tyle trwać. My odkrywaliśmy pewne rzeczy na nowo, jak chociażby to jak obchodzić się należycie z danymi czy łączyć je z tymi nadrzędnymi zasadami piłki. Nie posiadaliśmy jeszcze pełnej infrastruktury i sprzętu, które są ku temu niezbędne. Po licznych działaniach opartych na metodach prób i błędów nabierasz doświadczenia i co za tym idzie efektywności. Potrzeba jednak przy tym cierpliwości oraz spokoju w sytuacjach, gdy popełnisz błąd, a także inteligencji, by trafnie go zdiagnozować i nie powtarzać.
W jaki sposób opieka nad kwestią rozwoju indywidualnego i samego przygotowania motorycznego ewoluowała na przestrzeni tego okresu?
- Powiedziałbym, że w naszych działaniach w Seattle Sounders byliśmy prekursorami na skalę kraju. Przyszło nam pracować w idealnym środowisku, silnie rozwiniętym i posiadającym wiele związków z korporacjami zajmującymi się nowoczesną technologią, takimi jak Amazon czy Microsoft. Nie brakowało także odpowiednich zasobów ludzkich w postaci osób nie tylko inteligentnych, ale i oddanych swojej misji. Szybko rozpoczęliśmy współpracę z Seattle Seahawks (zespół futbolu amerykańskiego - przyp. red.), napędzając się wzajemnie, napędził się efekt kuli śnieżnej. W obecnych czasach to zagadnienie odgrywa już w piłce nożnej kluczowe znaczenie w wielu klubach.
Z jaką filozofią i pomysłami trafia pan do Akademii Lecha Poznań?
- Mam to szczęście i przywilej, że posiadam szeroką perspektywę. Pochodzi ona stąd, że sam grałem w piłkę, pełniłem rolę trenera czy asystenta w sztabach. Równolegle kształciłem się w kierunku naukowym z obszarów fizjologii wysiłku fizycznego i metod badawczych. Te doświadczenia dały mi coś innego, ale oczywiście esencję stanowiło również funkcjonowanie jako trener przygotowania fizycznego przy współpracy z futbolistami czy piłkarzami. Nie miałem klarownej ścieżki do miejsca, w którym obecnie się znajduję, musiałem próbować wielu nowych rzeczy z różnych obszarów, co sprawia, że ta droga jest nietypowa.
A więc cechuje pana nie tylko spory nakład teorii i wiedzy, ale i boiskowa praktyka w różnych rolach.
- Zacząłem grać w wieku pięciu lat, to trwało aż do college’u i poziomu pół-profesjonalnego. Nie ukrywam, byłem lepszym studentem, niż piłkarzem, ale wiem jak działa szatnia piłkarska, to kluczowe dla codziennej pracy o czym nie można zapominać.
Jakie są pana pierwsze wrażenia z pobytu w klubie? Miał pan okazję być w Centrum Badawczo-Rozwojowym, obserwować sparingi z duńskim Viborg FF, przyglądał się także treningom pierwszej drużyny, więc już pewnie przyszedł czas na pewne przemyślenia?
- Powiedziałbym, że dysponujemy naprawdę solidnymi podstawami. Sprzęt, infrastruktura, obiekty - to wszystko stoi na zupełnie wystarczającym poziomie. W dalszym ciągu możemy się jednak rozwijać i nie zadowalać się naszą pozycją w skali Polski. Powinniśmy dążyć do tego, by zmaksymalizować wykorzystanie wszystkich zasobów, które mamy w rękach, sam również postaram się do tego przyczynić.
Będzie pan również ściśle współpracował z klubowym działem naukowym, czego pan sobie po tym obiecuje?
- Jego odpowiednia integracja z akademią ma charakter priorytetowy. Każdy trener ze struktur młodzieżowych musi mieć świadomość, w jaki sposób pracuje się w pierwszym zespole. Sam jednak potrzebuję trochę czasu, by wszystko sobie przyswoić, tylko w tak będę w stanie mieć konkretny obraz sytuacji. Spotkałem się już z szefem działu naukowego i jestem pod wrażeniem pracy, jaka już jest w nim wykonywana, na pewno pozostaję w aspekcie tej współpracy optymistą.
Rozmawiał Adrian Gałuszka
Zapisz się do newslettera