Przed nami mecz przyjaźni pomiędzy Lechem a Cracovią. W naszym cyklu wspomnimy starcie tych dwóch klubów przy Bułgarskiej sprzed blisko piętnastu lat. Latem 2010 roku Kolejorz rozbił Pasy aż 5:0 i do dziś to najwyższe w historii zwycięstwo nad tym klubem u siebie.
Po wywalczeniu mistrzostwa Polski trener Jacek Zieliński stanął przed wyzwaniem - jak zastąpić Roberta Lewandowskiego, który odszedł do Borussii Dortmund. Kandydat został szybko wytypowany, to łotewski napastnik Artjoms Rudnevs. Formalności trwały jednak długo, więc w trybie awaryjnym podpisany został kontrakt z Arturem Wichniarkiem. On grał w pierwszych spotkaniach, także pucharowych, bo w eliminacjach Ligi Mistrzów i Ligi Europy Kolejorz musiał sobie radzić bez Rudnevsa, którego nie mógł formalnie zgłosić i świetny napastnik z przytupem wszedł dopiero od fazy grupowej.
W lidze nie było jednak przeszkód, więc w debiucie wyjazdowym z Widzewem Łódź (1:1) strzelił gola. Potem pierwszy raz wybiegł w podstawowym składzie przy Bułgarskiej z Arką Gdynia (0:0), ale prawdziwy popis dał osiem dni później - dokładnie 22 sierpnia 2010 z Cracovią. To ligowe spotkanie było przerywnikiem w trakcie dwumeczu decydującej rundy LE. Mistrz Polski ograł w czwartek w Dniepropietrowsku Dnipro 1:0 i szykował się do rewanżu. Nie przeszkodziło mu to jednak rozbić Pasów i osiągnąć rekordowy wynik przed własnymi kibicami z tym klubem.
- Wiemy o mocnych stronach Lecha. Oglądaliśmy mecz z Dnipro. Mistrz Polski i Bułgarska: te dwa słowa wystarczą. Jedziemy jednak po punkty. Też mamy dobry zespół - mówił odważnie ówczesny trener Cracovii Rafał Ulatowski, później dyrektor klubowej Akademii Lecha i szkoleniowiec rezerw. To był zresztą jego sentymentalny powrót na Bułgarską, bo przecież był w sztabie Czesława Michniewicza w latach 2004-2006. - Lech to jest Lech, opromieniony sukcesem w meczu pucharowym będzie chciał dyktować warunki - dodawał.
I nie pomylił się, bo gospodarze ruszyli od początku. I szybko objęli prowadzenie, ale stało się to za sprawą samobójczego trafienia Mariana Jarabicy. Rudnevs też od początku był aktywny, oddał dwa strzały, ale do przerwy utrzymywał się skromny wynik 1:0. Demolka nastąpiła po zmianie stron. Na 2:0 podwyższył Sławomir Peszko, potem przywitał się z kibicami Artjoms, na 4:0 trafił Jakub Wilk, a wynik na 5:0 ustalił Rudnevs, który wykorzystał rzut karny.
- Istny pogrom przy Bułgarskiej w Poznaniu! W meczu z Cracovią Lech odzyskał mistrzowską formę - strzelił aż pięć goli, nie tracąc żadnego. Gracze Kolejorza nie mieli litości dla dziurawej jak ser szwajcarski obrony Pasów i z zimną krwią aplikowali gole Marcinowi Cabajowi - napisał w relacji dziennikarz portalu Interia. Warto dodać, że w ekipie spod Wawelu biegali wtedy wychowankowie Lecha Michał Goliński oraz Bartosz Ślusarski, a także występujący wcześniej przy Bułgarskiej Paweł Sasin oraz Arkadiusz Radomski.
- Nie na co dzień wygrywa się 5:0, cieszy, że wreszcie stwarzamy sytuacje i trafiamy do bramki. Cracovia grając tak ofensywnie w drugiej połowie podjęła duże ryzyko, my to wykorzystaliśmy. Ważne, że prowadząc skromnie nie zadowoliliśmy się tym, tylko graliśmy do końca. W kontekście czwartkowego rewanżu z Dnipro to duży powiew optymizmu. Powoli dochodzimy do równowagi - komentował trener Lecha Jacek Zieliński, który cztery dni później wprowadził drużynę do Ligi Europy po bezbramkowym remisie z Ukraińcami.
Zapisz się do newslettera