Jednym z zawodników, którzy po przerwie wrócili do klubu jest Tymoteusz Puchacz. Wychowanek Akademii Lecha Poznań ostatnie półtora roku spędził na wypożyczeniach. - Wiem, że są pokładane we mnie nadzieje i chciałbym je spełnić. Chciałbym, żeby ludzie, którzy na mnie liczą się nie zawiedli – zapewnia 20-latek.
Ostatnie kilkanaście miesięcy było chyba dla ciebie dość ciężkie? Chwile pożegnanie się z Lechem, dwa spadki...
- Czy dwa spadki? Nie przypisywałbym sobie tego pierwszego, z Sosnowca. Zagrałem tam dwa mecze, zostałem wyrzucony po dwóch kolejkach. Inaczej tego nazwać nie można. To był dla mnie cios, bo przez wcześniejsze pół roku oddawałem wszystko dla tego klubu, spędzałem mnóstwo czasu na treningach nad poprawą swojej formy i umiejętności, zrobiliśmy awans i zostałem odpalony jak junior. Nie była to dla mnie przyjemna sytuacja. Dwa dni siedziałem w domu, był ze mną Kuba Moder, bo odwiedzałem wtedy Opole. Wtedy też dostałem telefon, że Zagłębie Sosnowiec mnie nie chce. Było to trzy dni przed końcem okienka transferowego. Byłem zdruzgotany.
Jak odnajduje się zawodnik, który w tak młodym wieku musi wyjechać z dobrze znanego sobie środowiska?
- Półtora roku bez rodziny, przyjaciół z Poznania było ciężkie. Szczególnie ta pierwsza runda w Sosnowcu, bo odchodziłem tam nie znając kompletnie nikogo. Musiałem się aklimatyzować i adaptować od podstaw. Mieszkałem mnóstwo kilometrów od domu. Ten czas wykorzystywałem na ciężkie treningi, samemu. Nie było łatwo, nie czułem się tam komfortowo. Mogę to szczerze powiedzieć. Co innego, jeżeli chodzi o GKS Katowice. Kiedy tam poszedłem, to chłopaki stanowili rodzinę, do której mnie przyjęli. Jestem im za to bardzo wdzięczny. Uważam, że rozwinąłem się tam zdecydowanie bardziej niż w Sosnowcu.
Postronny widz może uważać odwrotnie, głównie z powodu wyniku, który zrobiłeś w poszczególnych klubach.
- Ktoś może powiedzieć: w Sosnowcu zrobiłeś awans, w Katowicach spadłeś. Ja mogę powiedzieć, że jednak w tym drugim mieście stałem się lepszą wersją siebie. Nabrałem dużo pewności, poprawiłem umiejętności. Funkcjonowałem dobrze w zespole, czułem się tam naprawdę dobrze. Za to chciałbym wszystkim zawodnikom, fizjoterapeutom i trenerom w GKS Katowice podziękować. Mam nadzieję, że najpierw wrócą do I ligi, a potem do Ekstraklasy, bo to jest wielki klub i wielkie miasto.
Powrót do Poznania jest ulgą?
Cieszę się, że wróciłem, bo tutaj jest mój dom, tutaj jest mój klub, rodzina, przyjaciele. Nie pozostało mi nic innego niż dawać z siebie wszystko.
Co na wypożyczeniach zyskałeś, oprócz doświadczenia?
- Myślę, że głównie pewność siebie. Ciężko to nazwać. Odchodząc z Lecha, będąc w pierwszym zespole rok, nie czułem się potrzebnym zawodnikiem. Grałem w rezerwach i miałem na koncie tylko jeden mecz w Ekstraklasie. Po wypożyczeniach do Sosnowca i Katowic wracam i teraz czuję się potrzebny. Wiem, że są pokładane we mnie nadzieje i chciałbym je spełnić. Chciałbym, żeby ludzie, którzy na mnie liczą się nie zawiedli.
A z rzeczy piłkarskich?
- Wydaje mi się, że grając na wyższym poziomie niż trzecia liga poprawiłem grę w obronie. Jest tam jeszcze duży defekt, ale myślę, że poprawiłem ten aspekt. Dużo też poprawiłem jeżeli chodzi o grę prawą nogą. Odchodząc z Lecha nie potrafiłem nią dośrodkować, a na dzisiejszym treningu byłem już ustawiony na prawej stronie i wiem, że udało się zrobić duży postęp. Jeżeli chodzi o technikę, to też wydaje mi się, że jest lepiej. W Katowicach chodziłem na dodatkowe treningi do Marcina Nawrata, który razem z Dawidem Kudłą ma szkółkę, która pozwala piłkarzom dodatkowo rozwijać się po treningach. Spędziłem tam mnóstwo czasu.
Jakbyś miał zdefiniować swoją pozycję na boisku, to jaka to by była?
- Nie da rady jej zdefiniować. Niektórzy widzą we mnie lewoskrzydłowego, niektórzy lewego obrońcę. Dla mnie nie ma problemu na jednej, jak i drugiej pozycji. Tam gdzie trener będzie mnie widział, tam będę grał i nie mam z tym żadnego problemu. Jest mi to bez różnicy i czuję się komfortowo w obu miejscach.
Do Lecha dołączyłeś prosto z mistrzostw świata U-20, na których byłeś kapitanem. Mógłbyś je opisać i podsumować?
- Przez cały rok bardzo dużo o nich myślałem, wiedziałem, że to będzie wielka impreza. W pierwszej kolejności chciałbym podziękować kibicom w Łodzi, którzy na stadionie Widzewa zrobili świetną atmosferę. To było niesamowite, a granie tam było czystą przyjemnością. Myślę, że wynik i gra była słaba. Moim zdaniem zespół, który budowaliśmy przez cały rok został trochę zniekształcony. Tak naprawdę nie graliśmy przez większość okresu takim składem jakim podczas przygotowań. Sprawdzaliśmy ustawienia, a na koniec wyszło to zupełnie inaczej.
Już same powołania wywołały chyba nieco kontrowersji.
- Moim zdaniem, zabrakło również kilku zawodników. Powiem nieco personalnie, będąc nieco ponad rok czasu z Kubą [Moderem - przyp. red] w pokoju, przygotowując się wspólnie do tych mistrzostw, gdzie "Modziu" strzelał gole i naprawdę fajnie grał - to bolało, że go zabrakło. Jest moim przyjacielem na boisku, również poza nim. Przeprowadziliśmy o tym wiele rozmów i spędzaliśmy mnóstwo czasu na analizie mistrzostw. Ile zostało czasu, jak się przygotować. Jednak jego zabrakło w kadrze, tak jak kilku innych zawodników takich jak np. Adam Chrzanowski. Była to zupełnie inna drużyna i ciężko było, żeby to "zatrybiło". Było kilku nowych zawodników, grali od razu w pierwszym składzie i ciężko było to wszystko poukładać.
Zabrakło dobrego zrozumienia?
- Żeby drużyna dobrze funkcjonowała, to trzeba zbudować wewnątrz rodzinę, wypracować pewne schematy. Ciężko jest to zrobić z całkiem nowymi ludźmi.
Czy z podobną, być może analogiczną, sytuacją mamy do czynienia teraz w Lechu?
- Rozmawiałem o tym z kilkoma osobami. Atmosfera jest teraz bardzo dobra, a my... wszyscy się przecież już dobrze znamy. Jest młoda gwardia, która sporo czasu spędziła w internacie we Wronkach, z Akademii Lecha Poznań. Do tego jeszcze kilku piłkarzy, których wszyscy dobrze znamy, takich jak Darko, który był tutaj jak przychodziłem, czy Christian Gytkjaer. Do tego przyszedł Karlo i Mickey, dwie bardzo pozytywne postacie i od razu łapią z nami wspólny język. Zbudowanie tej drużyny nie będzie większym problemem.
Co jest kluczem do budowy tej drużyny? Czego jeszcze potrzebujecie, aby wejść na wyższy poziom?
- Treningi i ciężka praca sprawia, że ludzie się do siebie zbliżają. Trzeba się spotkać poza murawą, porozmawiać na różne tematy, dobrze się zintegrować. Kiedy na boisku i poza nim złapiesz chemię i połączysz to, to wyjdzie z tego super drużyna. I my taką tutaj zbudujemy.
Jak do tej pory wygląda wasza współpraca ze sztabem szkoleniowym?
- Dopiero teraz poznałem trenera Dariusza Żurawia, czy trenera Dariusza Skrzypczaka. Trenera Karola Kikuta, Andrzeja Kasprzaka i Łukasza Becellę znam. Z tym ostatnim poznaliśmy się w kadrze U-18. Tak naprawdę już się w miarę dobrze znamy. Ciężko jeszcze do tej pory oceniać naszą wspólną pracę, bo czasu nie było zbyt wiele, ale kiedy rozmawiamy między sobą, to bardzo nam się podoba. Jakość treningów i komunikacja między nami stoi na bardzo wysokim poziomie. Na razie nie ma co wysuwać żadnych ocen, bo ja też od tego nie jestem. Czujemy się wszyscy komfortowo i jesteśmy gotowi do ciężkiej pracy. Czekamy już na mecze o stawkę.
Są dwa podejścia do celów. Można je robić indywidualnie, ale można mieć głównie zespołowe. Jak jest u Ciebie?
- Miałem różne myśli przed sezonem, ale przychodząc na pierwsze treningi i spotykając ludzi, których już od kilku dobrych lat znam - czyli przyjaciółmi, bo to jest dla mnie jedną z większych przyjemności, aby grać z nimi razem, zdałem sobie sprawę, że chciałbym zrobić wszystko jak najlepiej dla klubu. Chciałbym zdobyć mistrzostwo, zdobyć Puchar Polski, za każdym razem dobrze prezentować się na treningu, grać dobrze w sparingach i wykorzystywać wszystkie szanse które dostanę. Tutaj się wychowałem, Poznań jest moim miastem. Moim celem jest więc to, żeby klub mógł zrobić ze mnie użytek. Chcę pomóc, aby Lech był największym klubem w Polsce i mógł budować markę w Europie.
Zapisz się do newslettera