Korona Kielce jest jedną z "najmłodszych" drużyn występujących w ekstraklasie, a niedzielny mecz będzie dopiero piętnastą wizytą Lecha Poznań w tym mieście. W tym czasie Kolejorzowi udało się tam wygrać 5:0, ale również przegrać 1:4. Prześledźmy historię spotkań niebiesko-białych w stolicy województwa świętokrzyskiego.
Korona Kielce po raz pierwszy do najwyższej klasy rozgrywkowej awansowała w 2005 roku i pierwsza wyprawa lechitów do ich miasta miała miejsce wczesną wiosną kolejnego roku. Jednak jak się okazało była to długa podróż, z bardzo krótką wizytą. To starcie miało być rozegrane jeszcze na starym stadionie Korony przy ulicy Wojciecha Szczepaniaka. Był to obiekt niespełniający wymogów ekstraklasy, mecze musiały być wcześnie rozgrywane ze względu na brak sztucznego oświetlenia, a tego feralnego dnia dodatkowo charakteryzował się fatalnym stanem murawy. Piłkarze Lecha zostali przywitani przez grzęzawisko, a nie idealną zieloną murawę i nikogo nie mogła dziwić decyzja o przełożeniu spotkania na inny termin.
W tamtym czasie Korona lada moment miała się przenieść na nowy stadion, który obecnie znamy jako Suzuki Arena, więc to pierwsze spotkanie w Kielcach lechici rozegrali już na nim. W tamtym czasie było to pewnego rodzaju wydarzenie, ponieważ obecnie jesteśmy przyzwyczajeni do nowoczesnych obiektów powstałych w ostatnich latach, ale w 2006 roku kielecka Arena była pierwszym w pełni zadaszonym stadionem w naszym kraju. Pierwszego gole tego premierowego spotkania strzelił Piotr Reiss, czym wyprowadził na prowadzenie zespół trenera Czesława Michniewicza, ale ostatecznie, po dużej przewadze gospodarzy, skończyło się remisem, bo do wyrównania doprowadził symbol tamtego awansu kielczan, czyli Grzegorz Piechna. W składzie gospodarzy wystąpili wtedy byli lechici: Maciej Mielcarz, Paweł Sasin i Krzysztof Gajtkowski, a w obronie grał Marcin Drzymont, który w kolejnym sezonie miał dołączyć do niebiesko-białych.
I właśnie w nim poznaniacy dosyć szybko wybrali się do Kielc (3. kolejka) i tamto starcie można było zaliczyć do tych budujących "mit" drużyny Franciszka Smudy. Zaczęło się od pamiętnego z 0:2 do 3:2 z Wisłą Płock, a drugie takie spotkanie to właśnie to świętokrzyskie. W pierwszej połowie, pomimo przewagi Kolejorza, to Korona objęła dwubramkowe prowadzenie. Najpierw piłka odbita od słupka niefortunnie trafiła w Krzysztofa Kotorowskiego i wpadła do siatki, a po chwili wynik podwyższył Marcin Kaczmarek wykorzystując nieporozumienie Marcina Wasilewskiego z Kotorem. Po meczu? Nie z tamtą drużyną. Dwa dobrze wykonane rzuty rożne, dwa gole Wasyla i Bartosza Bosackiego i wynik końcowy na tablicy brzmiał 2:2. Kolejne odrobienie strat, a kibiców poznańskiego Lecha dopiero czekał domowy roller coaster z Cracovią.
Teraz przenieśmy się do mistrzowskiego sezonu 2009/10, kiedy jeszcze w okresie wakacyjnym lechici pojechali na stadion Korony i na pewno nie pokazali wakacyjnej formy. W tym starciu w niebiesko-białych barwach zadebiutował Seweryn Gancarczyk, a wynik dla poznaniaków otworzył obrońca gospodarzy, czyli Łukasz Nawotczyński, który niefortunnie skierował piłkę do własnej bramki. Kilka minut później to właśnie "Garnek" idealnie obsłużył Sławomira Peszkę i po pierwszej połowie było 2:0. Druga część gry rozpoczęła się od przewagi gospodarzy, po której piękną paradą musiał popisać się Grzegorz Kasprzik, ale ostatecznie to lechici wyprowadzili zabójczy kontratak i Jakub Wilk praktycznie "zamknął mecz". Od tego momentu zawodnicy trenera Jacka Zielińskiego zaczęli się bawić na boisku i do końca spotkania strzelili jeszcze dwa gole, których autorem był nie kto inny jak Robert Lewandowski. Szczególnie pierwsze z tych trafień możemy wspominać jako jedne z najładniejszych w czasie jego pobytu w Kolejorzu. Tamtym obrotem i spokojnym uderzeniem "Lewy" pokazał, że ma naprawdę zadatki na zawodnika światowej klasy. Ostatecznie skończyło się 5:0, a po kolejnych okazjach z końcówki starcia mogło być nawet wyżej.
Dwa lata później lechici ponownie zagrali w Kielcach spotkanie od 0:2 do 2:2. W tamtym sezonie drużyna trenera Leszka Ojrzyńskiego była rewelacją ligi i walczyła z poznaniakami o czołowe lokaty w lidze. Znowu powtórzył się scenariusz z 2006 roku. Najpierw gospodarze prowadzili 2:0, a po przerwie sygnał do odrabiania strat pięknym golem w samo okienko dał Aleksander Tonew, a w doliczonym czasie gry nieudanym dośrodkowaniem popisał się Luis Henriquez, chociaż do dzisiaj w głowach kibiców brzmi jego zapewnienie "Ścielałem, ścielałem!". Po tym remisie Lech odniósł cztery kolejne zwycięstwa i gdyby nie zremisował ostatniego meczu z Widzewem Łódź 0:0 to sezon zakończyłby na podium. Niestety wobec braku tych trzech punktów, na koniec musiał zadowolić się jedynie czwartym miejscem.
Starcie Korony z Kolejorzem z kolejnego sezonu mogło przejść zupełnie bez echa. Ostatni mecz przed przerwą zimową, mróz, śnieg, a Ivan Djurdjević powiedział nawet, że trudniejsze warunki mieli chyba tylko w pamiętnym starciu z Juventusem. Wszystko tworzyło idealny klimat pod nudne 0:0. Jednak ozdobą tego spotkania był zdecydowanie gol Bartosza Ślusarskiego, a właściwie była nią asysta Łukasza Trałki, którego nieudana próba strzału przemieniła się w genialne podanie do wybiegającego zza pleców obrońców "Ślusarza". Wieloletni kapitan niebiesko-białych nie szedł w zaparte tak jak Henriquez i od razu przyznał się, że gdyby chciał tak błyskotliwie podać to najprawdopodobniej już dawno grałby w Hiszpanii.
Teraz przejdźmy do kolejnego sezonu mistrzowskiego i kolejnego remisu 2:2. Tamto starcie wydawało się pod kontrolą lechitów, którzy najpierw objęli prowadzenie po golu Kaspra Hamalainena, po kilku minutach wyrównał Oliver Kapo, a na ponowne prowadzenie poznaniaków wyprowadził indywidualny rajd Szymona Pawłowskiego. Kiedy wszystko wskazywało na to, że Kolejorz przywiezie trzy punkty do Poznania, to w doliczonym czasie gry Korona wyrównała po rzucie rożnym i golu Kamila Sylwestrzaka. Rok później ponownie do siatki trafił fiński pomocnik, a Lech odniósł swoje ostatnie zwycięstwo w Kielcach (1:0). Od tej pory niebiesko-biali zaliczyli dwie porażki, w tym bardzo dotkliwą 1:4 za schyłkowych czasów trenera Jana Urbana oraz zremisowali 0:0 w ostatnim spotkaniu w roli szkoleniowca Lecha w wykonaniu trenera Adama Nawałki.
Jak będzie w niedzielę? Przekonamy się około godziny 20:00, ale jak do tej pory na czternaście spotkań rozegranych w Kielcach (trzynaście ligowych oraz jedno pucharowe) Kolejorz wygrał tam trzy razy, sześć razy zremisował i pięć razy przegrał. Statystyki nie są po naszej stronie, jednak po efektownym zwycięstwie z Pogonią Szczecin ewidentnie przyszedł czas na czwartą wygraną na Suzuki Arenie.
Zapisz się do newslettera