Czuje już pan zbliżające się święta?
(westchnienie) Nie jeszcze niestety nie mogę poczuć. Ciągle jestem w wirze obowiązków, ktoś mnie gdzieś zagania... Tak więc jeszcze nie czuję ani świąt, ani nawet urlopu. Na szczęście wczoraj już była wigilia w klubie i namiastka tego nastroju. Niedługo wracam do domu i będę mógł wreszcie trochę odpocząć.
Ma pan satysfakcję z dobrze wykonanego zadania przez ostatnie pół roku, czy czuje pan jakiś niedosyt?
Jaki niedosyt? Ależ skąd. Od wielu lat Lech takiego miejsca nie zajął na koniec rundy jesiennej. Przy takiej pladze kontuzji, jaka nas dotknęła - jest to wynik powyżej moich wyobrażeń. Musimy być bardzo zadowoleni i cieszyć się tym sukcesem. Myślę, że jest to dobra prognoza na przyszłość.
Czyli z radością jedzie pan na święta do domu?
Oczywiście.
Jaka była ta runda pańskimi oczyma?
Przede wszystkim bardzo trudna. Z jednej strony rosnące, podsycane oczekiwania kibiców, głodne sukcesu tłumy na trybunach, chcące zwycięstw i tylko zwycięstw od zaraz. Z drugiej - plaga kontuzji, braki kadrowe, problemy z ustaleniem jedenastki. Nie mówiąc już o składzie ławki rezerwowych. Od siódmego meczu ligowego po prostu nie mieliśmy defensywy. Przecież obrona to na tyle newralgiczne miejsce na boisku, że konieczne jest jej zgranie. Graliśmy bez zgrania. Przecież nie tak zespalaliśmy trzecią linię podczas letnich zgrupowań. To był olbrzymi problem. Musieliśmy zwyczajnie łatać dziury. Ale sezon jeszcze trwa, kończy się w maju. Wtedy być może wtedy jeszcze jakieś przymiotniki dodam.
Już prawie dwa tygodnie temu zakończyły się rozgrywki. Nie jest tajemnicą, że bardzo pan przeżywa spotkania swoich zespołów. Odreagował pan już meczowy stres?
Tak, raczej tak. Stopniowo odreagowuję. Teraz jeszcze zbyt wcześnie, by mówić, że jestem zrelaksowany. Ale tak naprawdę ciągle muszę myśleć o kolejnym okresie przygotowawczym, o transferach i wszystkich tych naszych klubowych sprawach.
Czyli nie zapomni pan o futbolu?
Nie. Nie ma wakacji od piłki. To sposób na życie.
Chciałbym jeszcze przez chwilę porozmawiać o tym, co za nami. Uciekła Wisła Kraków. 14 punktów przewagi. Taka jest różnica klas między zespołami z Krakowa i Poznania?
Nie ma co ukrywać, że Wisła jest w tym roku niezwykle silna. Kadra krakowian jest dużo lepsza od naszej. Przy 14-punktowej przewadze nie można mówić o przypadku. Zresztą w Wiśle gra kilku reprezentantów Polski. U nas jest raptem Rafał Murawski. Lider tabeli moim zdaniem zasłużenie zajmuje pierwsze miejsce w Orange Ekstraklasie, bo w przekroju jesieni nikt nie dorastał mu do pięt.
W trakcie sezonu był pan ciągle mocno krytykowany przez kibiców i media, między innymi za nierówną grę...
E tam! Bez krytyki prasa by nie żyła. To było jest i będzie. Zresztą nigdy trener nie ma spokoju. Zawsze dziennikarze coś wytykają.
Nie uważam, żeby zespół grał nierówno. Zespół grał dobrze. Nawet na wyjazdach prezentowaliśmy dobrą piłkę - nigdy naszym jedynym celem było zamurowanie bramki. Zawsze atakowaliśmy, staraliśmy się wywieźć trzy punkty. Nie może pan powiedzieć, że byliśmy w słabej formie. Ja jako trener bardzo pozytywnie oceniam moich podopiecznych. Z takim składem zespołu - osiągnęliśmy świetny wynik!
Właśnie. Mimo wszystko Lech zimuje na podium. Czy myśli pan, że ta krytyka była niesprawiedliwa?
A już sam nie wiem... To co kibice od czasu do czasu wykrzykiwali na stadionie to przede wszystkim nieładne i nieuprzejme. Dlatego że ja się zawsze mocno przykładałem do mojej pracy, a moja praca polega na bawieniu tychże kibiców. Tak samo jak oni chciałem najlepszego wyniku. Przecież nie wyobraża sobie pan chyba, żebym liczył tylko na to, by Lech przegrywał, tracił punkty. Przecież to absurd. Chciałbym, żeby kibice to docenili. Ja wiem, że to nie wszyscy. Zawsze się ktoś tam znajdzie. Nie da się wszystkim dogodzić. Rozumiem, że ktoś może mieć inne zdanie.
Było panu przykro, czy raczej puszczał pan to mimo uszu?
Tak. Było mi bardzo przykro, bo coś takiego w żadnym klubie mnie jeszcze nie spotkało.
Ma pan jakiś żal do kibiców, mediów?
Czy żal? Nie mam. Po prostu zapominam. I tak tego co już się stało, nikt nie zmieni. Nie ma co zatruwać atmosfery. Może kiedyś kibice wreszcie spojrzą na mnie przyjaźniej.
Czyli ma pan nadzieje, że wiosną będzie lepiej?
Nadzieje mam, ale biorę pod uwagę, że może być jeszcze gorzej, że kibice jeszcze więcej będą takich rzeczy krzyczeć, będzie więcej złośliwości pod moim adresem. Ale trudno. Trener musi z tym żyć. To element tej pracy.
Który z piłkarzy jesienią dołożył pana zdaniem największą cegiełkę do tego sukcesu?
Chyba przede wszystkim pochwała należy się Marcinowi Kikutowi i Rafałowi Murawskiemu. Oni zagrali we wszystkich meczach po 90 minut. Nie liczę oczywiście Pucharu Ekstraklasy. To naprawdę duży wysiłek zagrać tyle meczów. Zdaję sobie z tego sprawę. Stanowili o sile zespołu i wypełniali swoje zadania tak jak tego oczekiwałem. Dziękuję im.
Kiedy obejmował pan Lecha, długo nie mógł się pan przekonać do Marcina Kikuta...
Zgadza się. Miał braki. Zwłaszcza w technice operowania piłką, ale nie tylko. Nadrobił te zaległości, bo nie marudził, a ciężko pracował. Może kiedyś coś z niego będzie i zrobi większą karierę?
Rafała Murawskiego uważa pan za lidera drużyny?
Jeszcze nie jest klasycznym liderem, ale wyrasta na niego. Można powiedzieć, że w tej chwili jest jednym z liderów. Ciągle wzrasta jego znaczenie w Lechu.
Wyjedzie na Euro pana zdaniem?
Jasne. W kadrze będzie na pewno, o ile utrzyma swoją dotychczasową formę.
Spekuluje się o odejściu wielu piłkarzy, zwłaszcza pomocników. Czy może się tak zdarzyć, że Lech będzie wiosną słabszy kadrowo?
Raczej nie. Zarząd zapowiedział mi, że nikt nie odejdzie.
Są jednak piłkarze, z których pan jest niezadowolony. Ilijan Micanski...
O tym zdecydowałem już dawno. On na pewno opuści Lecha. Takich jak on jest jeszcze jeden czy dwóch, na których już nie liczymy. Chodzi mi o zawodników kluczowych dla naszej podstawowej jedenastki. Ci nie odejdą.
Jak pan ocenia rundę Przemysława Pitrego?
Nie gra tego, czego bym od niego wymagał. Ale ma jeszcze szansę.
Kończy się okres wypożyczenia Artura Marciniaka do GKS-u Bełchatów. Co z nim? Przyjrzy mu się pan jeszcze?
Nie, nie, nie. Ja się nie będę przyglądał, bo on po prostu się kompletnie nie nadaje. Proszę zauważyć, że Artur nie miał w Bełchatowie nawet pewnego miejsca w Młodej Ekstraklasie. W pierwszej drużynie to nawet na ławce nie siedział. To jak my możemy takiego piłkarza brać do zespołu walczącego w czołówce dorosłej pierwszej ligi? To nie byłoby żadne wzmocnienie, czy uzupełnienie dla Lecha.
Zostanie w Lechu w Młodej Ekstraklasie, czy w ogóle nie ma tu dla niego miejsca?
Nie wiem. To już jest jego sprawa. Ma ważny kontrakt, więc jak się uprze to zostanie.
Kto zjawi się nowy w Lechu?
Nie powiem oczywiście. Proszę ode mnie nie oczekiwać takich rzeczy. To wszystko dla naszego dobra jest owiane tajemnicą. Przecież konkurujemy z innymi klubami o piłkarzy. Chcemy napastnika, defensywnego pomocnika i obrońcę. Zwłaszcza dwóch pierwszych.
Przyjście Arboledy już pewne?
Dopóki nie ma podpisu na kontrakcie, nic nie jest pewne.
Ostatnio dużo mówiło się na temat kontraktu Piotra Reissa. Jak pan ocenia Piotrka?
Jest nam bardzo przydatny. Widzę, że stara się podczas treningów, a także dużo dobrego robi wewnątrz zespołu. Doceniam to i cały czas liczę na Piotra.
Dziękuję za rozmowę i wesołych świąt.
Dziękuję. Ja również życzę kibicom Lecha wszystkiego dobrego na święta i jeszcze lepszego 2008 roku ich ulubionej drużyny, bo 2007 nie był przecież zły.
Rozmawiał: Marcin Gościniak
Zapisz się do newslettera