Po raz pierwszy w tym sezonie Lech Poznań strzelił w jednym meczu dwa gole ze stałych fragmentów gry. Stało się to podczas sobotniej rywalizacji z Jagiellonią Białystok. Choć to marne pocieszenie, bo Kolejorz ostatecznie przegrał na stadionie przy Bułgarskiej 2:3, więc przez nieco inny pryzmat patrzymy na ten element, który akurat zafunkcjonował dobrze.
Na piątkowej przedmeczowej konferencji prasowej trener Dariusz Żuraw był pytany o rzuty rożne i rzuty wolne w kontekście tego, że poznaniacy nie stwarzają po nich wielkiego zagrożenia. - Analizujemy nasze stałe fragmenty gry, gdyż jest to niewątpliwie problem. Większość drużyn ekstraklasy bazuje na sytuacjach stworzonych po wrzutkach ze stojącej piłki. Wcześniej mieliśmy problem z postawą w obronie przy stałych fragmentach gry, udało nam się to zażegnać. W czwartek poświęciliśmy na to naprawdę dużo czasu, cały trening był temu elementowi podporządkowany. Pokażemy w sobotę coś nowego i oby okazało się to skuteczne - odpowiedział szkoleniowiec.
I rzeczywiście w sobotni wieczór było realne zagrożenie przy SFG. Więcej, nie tylko zagrożenie, ale też wymierne efekty, bo lechici wbili w ten sposób dwa gole. Najpierw w 12. minucie po wrzutce z rzutu rożnego Daniego Ramireza obrońcy wypchnęli piłkę na linię pola karnego, gdzie stał Michał Skóraś i popisał się kapitalnym strzałem z woleja. Sześć minut przed przerwą był z kolei rzut wolny zza pola karnego, hiszpański ofensywny pomocnik dośrodkował dokładnie, a akcję zamykał Mikael Ishak i kopnął nie do obrony. Lech w tym momencie prowadził 2:1, ale ostatecznie przegrał 2:3, choć od początku drugiej połowy grał z przewagą jednego zawodnika.
Fakt jest jednak taki, że po raz pierwszy w tym sezonie niebiesko-biali wbili w jednym spotkaniu dwa gole ze stałych fragmentów gry. W ten sposób licznik wskazuje, że 40 procent ligowych trafień Lecha w tym sezonie padło z rzutów karnych, wolnych, rożnych lub wolnych bezpośrednich. Dokładnie według statystyk portalu Ekstrastats jest to 12 z 30 bramek, co daje 11. miejsce wśród wszystkich klubów PKO Ekstraklasy. Trzeba jednak pamiętać, że pięć to były wykorzystane jedenastki, raz (właśnie w sobotę) padł gol po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. A sześć pozostałych to skutecznie wykonane kornery.
I skupmy się na tym elemencie, bo wiosną trzy razy w ten sposób wicemistrzowie Polski pokonywali przeciwników. Najpierw zrobił to Thomas Rogne w Zabrzu przeciwko Górnikowi (1:1), a później Bartosz Salamon na wyjeździe z Pogonią Szczecin (1:0). Jesienią było tyle samo goli wbitych w ten sposób: Rogne z Podbeskidziem Bielsko-Biała (4:0), Jakub Moder z Piastem Gliwice (4:1) oraz Dani Ramirez we Wrocławiu ze Śląskiem (3:3).
I tutaj statystyka została na tyle podreperowana, że jest zdecydowanie po stronie Kolejorza, którego wyprzedzają tylko Zagłębie Lubin (9 goli po rzutach rożnych), Wisła Płock oraz Pogoń Szczecin (po 7), a tyle samo ma Podbeskidzie. Trzeba jednak przy tym pamiętać o jednym - Lech ma średnio w meczu najwięcej kornerów w lidze (6,61). Dla porównania, przeciwko poznaniakom ta średnia wynosi 5,25, co daje w klasyfikacji siódme miejsce.
Zapisz się do newslettera