Nie jest łatwo podnieść się po dwóch ciosach zadanych przez rywala, które odbierają pozytywny rezultat. Przekonał się o tym nie tylko Lech Poznań, ale także wiele innych drużyn występujących w PKO Ekstraklasie. Zawodnikom trenera Dariusza Żurawia w miniony weekendu udało się jednak dokonać tej trudnej sztuki.
Spoglądając na spotkania z poprzednich sezonów, nie brakuje takich w wykonaniu lechitów, w których wynik wisiał na włosku do ostatniej sekundy meczu. Ubiegłoroczny pojedynek z Górnikiem Zabrze (2:2), czy nie tak dawny z Jagiellonią Białystok (3:3) to tylko dwa z licznych przykładów, które można by wskazać w tym miejscu. I choć w jednym przypadku niebiesko-biali musieli gonić rywali, a w drugim niemal dali sobie wydrzeć punkty, do pełni szczęścia zwykle brakowało niewiele. Szczęścia w postaci trzech "oczek", które udało się zainkasować w sobotę.
W ostatnich latach nie brakowało spotkań, w których Kolejorz dał sobie wydrzeć niemal pewny wynik. Nie dziwi więc, że gdy w drugiej połowie sobotni mecz zaczął mu się wymykać spod kontroli, na twarzach jego kibiców pojawiło się zaniepokojenie i złość. Emocjonalny rollercoster, który nam zafundowano, znalazł jednak szczęśliwe zakończenie. Za sprawą drugiego tego dnia trafienia Christiana Gytkjaera, poznaniacy znów wysunęli się na prowadzenie, którego nie oddali już do ostatniego gwizdka sędziego. Po raz ostatni spotkanie o takim przebiegu (od 2:0, przez 2:2 do 3:2) na korzyść Lecha miało miejsce w sezonie 2008/09 i rozgrywane było nie byle gdzie, gdyż właśnie w Bełchatowie.
W pierwszym ligowym meczu w nowym roku zawodnicy trenera Franciszka Smudy prowadzili wówczas z miejscowym GKS-em 2:0, po dwóch bramkach Semira Stilicia. Na przerwę schodzili jednak z rezultatem 1:0, gdyż Bośniak drugie trafienie w tym meczu dołożył dopiero niespełna kwadrans po wznowieniu gry. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było długo czekać. Dosłownie kilka sekund później piłkę w siatce Lecha zdołał umieścić Janusz Dziedzic. Na pięć minut przed końcem wynik znów był remisowy i wydawało się, że lechici wyjadą z Bełchatowa wyłącznie z jednym punktem. W doliczonym czasie gry Hernan Rengifo wyłożył jednak piłkę do Roberta Lewandowskiego, który po raz kolejny nie zawiódł.
Spotkanie to - pomimo że przebiegło w mniej dramatycznych okolicznościach niż to sobotnie - pokazało ogromny upór tamtej drużyny, która znana była z walki do samego końca i przyniosła poznaniakom wiele powodów do radości. Obecny Lech również dał się poznać z tej strony, jako ten, który się nie poddaje i ambitnie walczy o pozytywny rezultat. Mecze jak to z Rakowem budują zespół. Miejmy nadzieję, że ten Dariusza Żurawia także przysporzy nam wielu pozytywnych momentów.
Zapisz się do newslettera