Poznaniak, a prywatnie kibic Kolejorza, który funkcjonował w klubowych strukturach Lecha przez czternaście lat. W miniony piątek przy Bułgarskiej ponownie zameldował się trener Patryk Kniat, który poprowadził Wisłę Płock w meczu przeciwko niebiesko-białym. - Cieszę się, że mogłem przyjechać na ten stadion w takiej roli, bo to oznaczało dla mnie praktycznie powrót do domu - nie ukrywa 39-latek.
O tym szkoleniowcu można bez cienia przesady powiedzieć, że jest trenerskim wychowankiem Lecha Poznań. To w nim – na drugim roku studiów na Akademii Wychowania Fizycznego – stawiał swoje pierwsze kroki na ławce. Było to dla niego niemałe spełnienie marzeń, ponieważ wychował się on na Grunwaldzie, w bezpośrednim sąsiedztwie Stadionu Poznań. Uczęszczał do słynnej "13-stki", natomiast Kolejorza wspierał od dziecka. To wszystko złożyło się na to, że przez czternaście lat pobytu w klubie ze stolicy Wielkopolski Kniat dawał z siebie dla niego absolutnie wszystko. Zarówno w grupach młodzieżowych, jak i Młodej Ekstraklasie czy ekipie rezerw, w których prowadził m.in. Karola Linettego, Dawida Kownackiego, Jana Bednarka czy Tomasza Kędziorę. Jak sam wielokrotnie podkreślał, ich obecna postawa daje mu ogromne powody do satysfakcji.
Życie napisało dla tego trenera zadziwiający scenariusz, bowiem w ostatniej kolejce dotychczasowy opiekun Wisły Płock, Leszek Ojrzyński musiał odcierpieć dyskwalifikację i nie mógł poprowadzić swojej ekipy zza linii bocznej. Ta rola przypadła, co naturalne, właśnie poznaniakowi, który w latach 2017-18 pełnił już funkcję asystenta Ojrzyńskiego w Arce Gdynia. Później przyszedł czas na Unię Swarzędz, w której był pierwszym trenerem. - Jeszcze pół roku temu mogłem prowadzić zespół na poziomie czwartej ligi. Z całym szacunkiem do tego szczebla, to inny poziom, niż mecz ekstraklasy przy Bułgarskiej. Fajnie, że tak się życie potoczyło - podkreśla szkoleniowiec.
- Wśród znajomych twarzy można tu wymienić wiele osób, począwszy od człowieka pracującego na bramie, przez ochroniarzy, piłkarzy, trenerów, a na pracownikach marketingu kończąc. Wspominam miło te chwile spędzone w Lechu i utrzymuję stały kontakt z dużą liczbą ludzi, z którymi w nim współpracowałem. Między innymi Karolami Kikutem i Bartkowiakiem, zawodnikami z pierwszej drużyny czy rezerw, nie chcę tu nikogo pominąć. Nie zabrakło też dowcipkowania ze znajomymi z Poznania, którzy przecież kibicują Kolejorzowi, ale na żartach się skończyło - mówi z uśmiechem szkoleniowiec.
Po końcowym gwizdku długo pozostawał on pod sporym wrażeniem atmosfery panującej przy Bułgarskiej. Mimo wysokiej porażki 0:4 przyznawał on, że wspierający na trybunach Lecha widzowie stanęli na wysokości zadania. - Atmosfera była świetna, zresztą nie wiem, czy to nie była jedna z przyczyn naszej dzisiejszej przegranej. W końcu nasi zawodnicy pokazywali się w ostatnich tygodniach z dobrej strony, a dziś ten doping mógł dodać skrzydeł Lechowi, natomiast na nas podziałać może nieco demotywująco. Myślę, że przy takim stylu z meczu na mecz w Poznaniu będzie pojawiać się coraz więcej ludzi - podsumowuje trener.
Zapisz się do newslettera