Rozgrywki sezonu 2009/2010 nie układały się dla Lecha dobrze. W poprzednim sezonie niebiesko-biali wiosną zmarnowali kilkupunktową przewagę i musieli się zadowolić jedynie trzecim miejscem, na osłodę pozostał im Puchar Polski.
Rywalizację o kolejne mistrzostwo znakomicie zaczął obrońca tytułu, krakowska Wisła. Po dziewięciu kolejkach Kolejorz tracił do niej już 11 punktów, na domiar złego był zmuszony rozgrywać swoje mecze domowe we Wronkach jesienią. Na koniec roku tracił 8 punktów i wydawało się, że marzenia o ligowym triumfie znów będzie trzeba odłożyć.
Wystarczyły jednak dwie kolejki, by strata zmalała do dwóch punktów. Decydującym miało okazać się spotkanie na Suchych Stawach. W Krakowie padł bezbramkowy remis, co na cztery kolejki przed końcem dawało Białej Gwieździe dość bezpieczną czteropunktową przewagę. Trenerowi Jackowi Zielińskiemu zarzucano wówczas, że zagrał zbyt asekuracyjnie, on sam powtarzał jednak, że walka o tytuł nie jest jeszcze rozstrzygnięta.
Jego słowa okazały się prorocze Wisła niespodziewanie przegrała z Koroną po golu Jacka Kiełba i sprawa znów była otwarta. Wszystko rozstrzygnęło się w przedostatniej kolejce, wtedy to Lech pojechał do Chorzowa. By myśleć o tytule, to spotkanie trzeba było wygrać. Tuż po przerwie jednak to gospodarze objęli prowadzenie. Wyrównał na 20 minut przed końcem Robert Lewandowski, lecz to wciąż niewiele dawało, tym bardziej, że niedługo przyszła informacja z Krakowa Wisła prowadziła w derbach z Cracovią. Mimo to lechici walczyli do końca wspierani przez blisko tysięczną grupę fanów, którzy jeszcze nie wiedzieli, że przeżyją szokujące 30 sekund. W doliczonym czasie gry poznaniacy nie wybili piłki, choć na boisku leżał jeden z graczy Ruchu. Po chwili wstał, gra była kontynuowana, w końcu Siergiej Kriwiec zdecydował się na strzał rozpaczy. Piłka odbiła się od jednego z rywali i wpadła do siatki! Euforia w sektorze gości była zrozumiała, szanse na mistrzostwo znów, chociaż niewielkie, wracały. Kibole jeszcze nie przestali się cieszyć, gdy z Krakowa przyszła nowina na Suchych Stawach w doliczonym czasie gry Cracovia wyrównała, a tak naprawdę uczynił to Mariusz Jop! Taki układ wyników sprawiał, że przed ostatnim meczem to Lech był na fotelu lidera! Podróży powrotnej chyba nikt nie zapomni, chóralne śpiewy i kapitalna zabawa przy każdym postoju na stacji były początkiem mistrzowskiej fety. Nie zepsuł jej Marek Bajor, który z Zagłębiem Lubin przyjechał na Bułgarską w ostatniej kolejce. Kolejorz wygrał 2:0 i po 17 latach znów mógł świętować majstra!
11/05/2010
Ruch Chorzów - Lech Poznań 1:2 (0:0)
Bramki: 1:0 Pulkowski (46), 1:1 Lewandowski (70), 1:2 Kriwiec (90)
Widzów: 10.000 (1000 Lecha)
Sędziował: Paweł Gil (Lublin)
Żółte kartki: Nykiel, Grodzicki, Straka, Baran - Gancarczyk, Bandrowski, Kriwiec, Wilk
Ruch Chorzów: Krzysztof Pilarz - Krzysztof Nykiel, Rafał Grodzicki, Maciej Sadlok, Ariel Jakubowski - Wojciech Grzyb, Grzegorz Baran, Gabor Straka, Michał Pulkowski (75. Arkadiusz Piech), Łukasz Janoszka (85. Damian Świerblewski) - Artur Sobiech
Lech Poznań: Krzysztof Kotorowski - Grzegorz Wojtkowiak, Bartosz Bosacki, Manuel Arboleda, Seweryn Gancarczyk - Sławomir Peszko, Dimitrije Injac, Semir Stilić (75. Tomasz Mikołajczak), Tomasz Bandrowski (62. Jakub Wilk), Sergei Krivets - Robert Lewandowski
Zapisz się do newslettera