Sergey Krivets wraca do Lecha Poznań po ośmiu i pół roku. 34-letni piłkarz zdobył z Kolejorzem mistrzostwo Polski, a w niebiesko-białej koszulce rozegrał do tej pory 86 spotkań. Do tej pory, bo w sobotę Białorusin wzmocnił drugą drużynę, której zawodnikiem będzie do końca czerwca 2022 roku. A jak wyglądał jego pierwszy rozdział w stolicy Wielkopolski?
Styczeń, 2010 roku. Dowodzony przez trenera Jacka Zielińskiego Kolejorz zajmuje na półmetku sezonu trzecie miejsce w tabeli, ale do prowadzącej Wisły Kraków traci aż osiem punktów. Jego szeregi zasila czterokrotny mistrz Białorusi z BATE Borysów, Sergey Krivets, dla którego transfer do Poznania oznacza pierwszą wyprowadzkę z ojczyzny. W nowym otoczeniu adaptuje się jednak wyśmienicie i znajduje to odzwierciedlenie w jego grze. Z Bułgarską wita się w wymarzony sposób, bo od debiutanckiego trafienia w starciu z Cracovią:
- Jestem zadowolony z debiutu na własnym boisku. Zespół wygrał mecz, ja strzeliłem bramkę, a do tego świetna atmosfera na trybunach, przy której naprawdę fajnie się grało. Widząc Peszko na prawej stronie spodziewałem się, że może tak właśnie zagrać i dlatego zdecydowałem się na zamknięcie tej akcji, a później dopełniłem już tylko formalności – mówił po końcowym gwizdku 6 marca lechita.
Niebiesko-biali zaczęli się rozpędzać, a ich najgroźniejsi rywale tracić punkty. Duża w tym zasługa także Krivetsa, który do końca kampanii oprócz gola z krakowianami dołożył bramkę z GKS-em Bełchatów, trzy asysty, oraz – co pozostało w pamięci wszystkich kibiców Lecha Poznań – trafienie na wagę tytułu mistrzowskiego z Ruchem w Chorzowie. Każdy zna te okoliczności na pamięć: doliczony czas gry, remis 1:1, który w połączeniu z prowadzeniem Wisły Kraków z Cracovią 1:0 praktycznie oznacza stratę szans na końcowy triumf Kolejorza. Białorusin daje jednak życie swojej ekipie, a po chwili Mariusz Jop kieruje piłkę do własnej bramki w derbowej konfrontacji. Tym samym to lechici znajdują się na czele stawki przed finałem sezonu!
Zespół ze stolicy Wielkopolski dopełnił formalności w pojedynku z Zagłębiem Lubin (2:0, asysta Krivetsa przy golu Roberta Lewandowskiego) i po raz szósty świętował mistrzostwo kraju. To otworzyło przepustkę do występów na Starym Kontynencie, w której Kolejorz rywalizował w pamiętnej fazie grupowej Ligi Europy z Juventusem Turyn, Manchesterem City oraz RB Salzburg. Udało mu się zaskoczyć wszystkich i wyjść do fazy play-off, gdzie uległ dopiero portugalskiej Bradze. U siebie zwyciężył 1:0, a ponownie pierwsze skrzypce zagrał Białorusin, dogrywając do Artioma Rudneva i notując czwartą asystę w tych rozgrywkach. Rewanż przyniósł rozczarowujący wynik 0:2 i koniec pięknej pucharowej przygody.
W ekstraklasie natomiast dwa kolejne sezony nie przyniosły już Krivetsowi oraz jego ekipie sukcesów. O nim samym nie można było jednak powiedzieć, żeby zawiódł oczekiwania wobec jego osoby. Łącznie w koszulce z kolejowym herbem wystąpił 86 razy, strzelając osiem goli oraz zaliczając czternaście asyst. W późniejszym okresie wracał na Bułgarską już w roli gracza innych klubów, Wisły Płock oraz Arki Gdynia. - Kibice Lecha przyjęli mnie owacją, więc nic dziwnego, że czułem ogromną dumę. Trudno o lepszy dowód uznania dla piłkarza niż ciepłe przyjęcie przez fanów klubu, którego barw broniło się w przeszłości. Chociaż minęło kilka lat, cieszę się, że nie zostałem zapomniany. Ja zresztą także nigdy nie zapomnę stadionu przy Bułgarskiej - podkreślał po meczu Lech – Wisła Płock (2:0) w kwietniu 2017 roku. Przed nim kolejny etap w Kolejorzu, w którym będzie mógł pomóc klubowi. Cele na najbliższą rundę? Utrzymanie rezerw niebiesko-białych w drugiej lidze i pomaganie w wejściu do seniorskiej piłki wychowankom Akademii Lecha Poznań. Patrząc na dotychczasowe dokonania 34-latka w Poznaniu, o ich realizację możemy być spokojni.
Zapisz się do newslettera