Barcelona natomiast po wyeliminowaniu Mistrza NRD, Hansy Rostock i Mistrza RFN, Kaiserslautern w grupie w pokonanym polu pozostawiła Spartę Praga, Benficę Lizbona i Dynamo Kijów. Bakero oprócz kluczowego trafienia przeciwko Kaiserslautern pokonał także bramkarza Benfici Lizbona w ostatnim meczu grupowym i tym samym przypieczętował awans Barcelony do wielkiego finału.
Ten rozegrany został na słynnym angielskim Wembley. Przez 90 minut żadna z drużyn nie potrafiła strzelić gola i o końcowym rezultacie musiała zadecydować dogrywka. W niej upragniony sukces Barcelonie zapewnił Ronald Koeman. Holenderski obrońca w swoim stylu potężnie huknął z rzutu wolnego w 111 minucie i nie dał szans Gianluce Pagliuce. Dzięki temu Barcelona po raz pierwszy zdobyła Puchar Mistrzów. Zarówno Bakero jak i Mancini na boisku spędzili 120 minut, ale to nie jedyna analogia. Obaj bowiem zostali także ukarani żółtymi kartkami.
Mecz sprzed 18 lat, co zrozumiałe zdecydowanie lepiej wspomina Hiszpan. - Doskonale pamiętam tamto spotkanie. Po raz pierwszy w historii Barcelony sięgnęliśmy po Puchar Mistrzów, a takich meczów się nie zapomina. Manciniego też dobrze pamiętam. Był wielkim i bardzo inteligentnym piłkarzem. Teraz jest równie dobrym trenerem. We Włoszech osiągnął spore sukcesy i mam nadzieję, że w Manchesterze też mu się powiedzie - wspomina Jose Mari Bakero.
Włoch z kolei nie jest najbardziej zadowolony, gdy pyta się go o 20 maja 1992 roku. - Już zapomniałem o tym meczu - żartuje Mancini. - Oczywiście, że pamiętam, ale niechętnie wracam do niego wspomnieniami. Bakero z kolei zapamiętałem jako dobrego piłkarza. Ciesze się, że znów będę mógł się z nim spotkać. O tym, że jest trenerem Lecha dowiedziałem się w środę i życzę mu powodzenia w nowej pracy - dodaje po chwili trener Manchesteru City.
Zapisz się do newslettera