1 listopada to wyjątkowy dzień w roku - moment zadumy, kiedy wspominamy tych, którzy odeszli. Wszystkich Świętych, a także Zaduszki to czas, kiedy myślimy o tych, których już z nami nie ma. Również z wielkiej niebiesko-białej rodziny Lecha Poznań. Przedstawiciele pierwszej drużyny odwiedzili cmentarze na Górczynie oraz przy ulicy Samotnej, gdzie uczcili pamięć zmarłych związanych niegdyś z Kolejorzem.
W delegacji, która udała się na poznańskie nekropolie, byli dwaj młodzi zawodnicy pierwszego zespołu: Kornel Lisman oraz Tymoteusz Gmur. Najpierw udali się na cmentarz znajdujący się na Górczynie.
Najpierw postawili znicze na grobie Antoniego Dyzmana, czyli jednego z założycieli dzisiejszego Lecha. Zacytujmy tutaj monografię, jaka ukazała się na 50-lecie: "Piątka starszych panów - Jan Nowak, Józef Magdziak, bracia Antoni i Jan Dyzmanowie oraz Franciszek Kernlein z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy w latach 1920 i 1921 na dębieckich placach rozgrywali pierwsze piłkarskie mecze. Tworzyli tzw. "dziką" drużynę, nie związaną z żadną organizacją sportową, nie posiadającą także kierownictwa. Łączyły ich tylko zamiłowanie do piłki nożnej oraz kolejarski rodowód" - czytamy, choć tutaj należy dodać, że akurat związki z PKP przyszły nieco później. "Aby jednak silniej zaakcentować swoją jedność chłopcy postanowili ochrzcić swoją drużynę jakąś bardzo ładną nazwą. Po długotrwałych sporach i dyskusjach zgodzili się na Lutnię". Bracia Dyzmanowie zresztą podczas tego spotkania kilkadziesiąt lat później przyznali, że największym problemem było znalezienie odpowiedniego boiska, a także funduszy, które pomogłyby spełnić formalności związane z rejestracją w lokalnym związku.
Później poszli odwiedzić miejsce pochówku Tadeusza Kołtuniaka. To napastnik kolejowego klubu, który urodził się w 1922 roku, a zmarł w 2002. W Kolejorzu spędził siedem lat (1948-1955), ale ważnych, bo krótko po wojnie po raz pierwszy poznaniacy awansowali do najwyższej klasy rozgrywkowej. A w niej ma uzbierane 104 mecze, w których wbił 18 goli. - Niemal przez całą karierę w cieniu największych gwiazd, ale bez takich jak on nie mogłyby one świecić pełnym blaskiem - na taką wzmiankę trafiamy w encyklopedii Fuji.
Potem klubowa delegacja przeniosła się na Dębiec, a konkretnie na znajdujący się tam nieczynny już od zakończenia wojny (1945) cmentarzy przy ulicy Samotnej. Tam odnaleźć można mogiłę Franciszki Tabert. To niezwykle ważna postać w momencie, kiedy rodził się dzisiejszy Lech. Do dziś na ulicy 28 czerwca 1956 przy narożniku z Opolską znajduje się kamienica, która odegrała ważną rolę. Dziś znajduje się w niej przedszkole, a ponad sto lat temu była tam gospoda. Prowadzili ją Andrzej i Franciszka Tabert. W 1912 po śmierci Andrzeja interes przejęła pani Franciszka, która była osobą życzliwą i szanowaną przez lokalnych mieszkańców. I właśnie w restauracji odbyło się spotkanie założycielskie Lutni Dębiec, czyli protoplasty dzisiejszego Kolejorza. Zresztą były też później organizowane liczne imprezy, z których dochód szedł na bieżącą działalność młodego klubu.
Zapisz się do newslettera