Niemal dwadzieścia lat minęło od meczu Realu Betis z FC Barceloną. Wtedy Nenad Bjelica po raz pierwszy był blisko triumfu w krajowym pucharze. Na ten czeka jednak do dzisiaj.
Pod koniec czerwca 1997 roku Real Betis, w którym występował Nenad Bjelica miał szansę na zwycięstwo w Copa del Rey. Chorwat w tym spotkaniu jednak nie wystąpił. - W półfinale strzeliłem bardzo ważną bramkę w meczu z Celtą Vigo. Trener jednak nie dał mi szansy w finale - wspomina szkoleniowiec Lecha, który całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych.
FC Barcelona miała wtedy imponujący skład. Kapitanem zespołu był były trener Kolejorza, Jose Mari Bakero. Ważnymi zawodnikami byli z kolei Laurent Blanc, Josep Guardiola i Luis Figo. Najskuteczniejszym piłkarzem klubu z Katalonii był Ronaldo, a w tamtym sezonie we wszystkich rozgrywkach zdobył 47 bramek. Opiekunem klubu z Camp Nou był wówczas Bobby Robson.
Drużyna Nenada Bjelicy jeszcze w 82. minucie prowadziła. Bramkę na 2:1 zdobył Nigeryjczyk Finidi George. Trzy minuty później do wyrównania doprowadził Luis Figo. Portugalczyk w dogrywce zdobył bramkę i to FC Barcelona mogła świętować zwycięstwo w finale, który został rozegrany na... Santiago Bernabeu.
Sześć lat później Nenad Bjelica grał w Kaiserslautern. I po raz drugi stanął przed szansą zwycięstwa w krajowym pucharze, tym razem w DFB Pokal. Rywal był jednak bardzo silny - Bayern Monachium. W bramce stał wóczas Oliver Kahn, w obronie grali Willy Sagnol czy Bixente Lizarazu, w pomocy Jens Jeremies, Michael Ballack, a w ataku Giovanii Elber i Claudio Pizzaro.
- Mieli super skład. Byli mocni. My też mieliśmy dobrą drużynę. Naszym najlepszym zawodnikiem był Miroslav Klose. Zdobył w tamtym spotkaniu bramkę. Przegraliśmy 3:1. To był wielki mecz, a przegraliśmy, bo Bayern był po prostu lepszy - ocenia po latach Bjelica.
- Mieli super skład. Byli mocni. My też mieliśmy dobrą drużynę. Naszym najlepszym zawodnikiem był Miroslav Klose. Zdobył w tamtym spotkaniu bramkę. Przegraliśmy 3:1. To był wielki mecz, a przegraliśmy, bo Bayern był po prostu lepszy - ocenia po latach Bjelica.
Podobnie jak w pierwszym przypadku - także i w tym finale nie wystąpił. Nie pozwoliła mu kontuzja. - Dwa tygodnie przed tym meczem doznałem kontuzji. To był mecz z Borussią Dortmund. Zszedłem z boiska na początku spotkania i nie mogłem zagrać w finale - przyznaje obecny trener Kolejorza, dla którego zbliżający się mecz będzie pierwszą okazją do zdobycia krajowego pucharu.
To jednak nie oznacza, że Nenad Bjelica nie jest trenerem doświadczonym. - Grałem już ciężkie mecze. Mielismy spotkania o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów z Dynamem Zagrzeb, ze Spezią grałem w play-offach, a z Wolfsbergerem dwa razy wywalczyłem awans do wyższej ligi - podkreśla szkoleniowiec Kolejorza. - Dla mnie najbliższy mecz będzie świętem, ale będziemy się do niego przygotowywać jak do każdego ligowego - kończy.
Zapisz się do newslettera